Bieganie... hmm podejmowałam wyzwanie kilka razy, ale zawsze kończyło się szybciej niż tak naprawdę zaczęło. W końcu stwierdziłam, że tym razem musi się udać. Postawiłam sobie cel i wraz z koleżanką z pracy postanowiłyśmy zacząć przygotowania do wrześniowego Biegu Bachusa. Zaczęłyśmy od biegania trzy razy w tygodniu. Na samym początku obawiałam się skąd znajdę na to wszystko czas pracując i mając małe dziecko w domu.
Bieganie... hmm podejmowałam wyzwanie kilka razy, ale zawsze kończyło się szybciej niż tak naprawdę zaczęło. W końcu stwierdziłam, że tym razem musi się udać. Postawiłam sobie cel i wraz z koleżanką z pracy postanowiłyśmy zacząć przygotowania do wrześniowego Biegu Bachusa. Zaczęłyśmy od biegania trzy razy w tygodniu. Na samym początku obawiałam się skąd znajdę na to wszystko czas pracując i mając małe dziecko w domu.
Teraz biegam i mam czas praktycznie na wszystko! Wieczorem zamiast tracić czas na kolejny odcinek serialu wolę ubrać buty i pójść pobiegać, tak po prostu przed siebie. Ale nie zawsze tak było...
Początki nie były łatwe... Ubrałam buty i pojechałam z koleżanką na stadion przy Sulechowskiej. Przeczytałam masę artykułów o bieganiu, stwierdziłam więc, że literacko jestem przygotowana w 100%. Przebiegłam pierwsze kółka i znowu ta sama myśl zaświtała mi w głowie. Chyba jednak znowu nie uda mi się wdrożyć w życie ambitnego planu biegowego. Wróciłam do domu z myślą, że niestety znowu poddam się po pierwszym treningu, że jednak bieganie nie jest dla mnie. Może pójdę na fitness albo po prostu poćwiczę z Chodakowską w domu? Cały czas zastanawiałam się jak to możliwe, że cała Polska biega, wszyscy są zakochani w bieganiu, a ja tak łatwo rezygnuję? Bezsensu przecież poddać się na starcie? Z tą myślą w głowie pojechałam na stadion po raz drugi, trzeci i jeżdżę do dziś. Duża w tym zasługa mojej koleżanki bez której pewnie nie pojechałabym na ten stadion kolejny raz. Biegamy na stadionie, biegamy po lesie, po pracy – urozmaicamy sobie nasze treningi. Po miesiącu stwierdziłyśmy, że może jednak pobiegniemy nasze pierwsze 10 km „na poważnie” już w czerwcu. Okazja nadarzyła się 14.06 podczas biegu: Rak to się leczy. Piękna inicjatywa, mnóstwo biegaczy, po raz pierwszy poczułam się, że należę do tego jakże zacnego grona. I było to naprawdę świetne uczucie! Dobiegłyśmy gdzieś tam w ostatniej 50-tce, ale nie to było najważniejsze. Liczył się fakt, że przez trzy miesiące dzięki naszej ciężkiej pracy udało nam się przygotować i zrealizować cel.
Teraz już jest tylko łatwiej, chociaż miałam moment zwątpienia podczas przygotowań do Biegu Bachusa. Chyba dlatego, że osiągnęłam te 10km tak szybko i ciężko mi było w pewnym momencie znaleźć odpowiednią motywację. Na szcześnie nie poddałam się i biegałam dalej. Po Biegu Bachusa stwierdziłam, że czas postawić poprzeczkę wyżej i w przyszłym roku wystartować w półmaratonie. Jak na razie odległość jak dla mnie nie do osiągnięcia, ale nie poddam się i wiem, że uda mi się przygotować.
Przypuszczam, że nie jestem jedyną osobą, której początki biegania nie były łatwe, ale z czystym sumieniem mogę teraz każdego zapewnić, że jeśli jeszcze się waha czy włożyć buty i spróbować to naprawdę warto dla samej siebie, swojego samopoczucia, zdrowia. I co najważniejsze nie można rezygnować po pierwszym treningu. Ten pierwszy jest zazwyczaj najcięższy, boli wszystko, stwierdzasz, po co mi to? Wtedy po prostu warto przestać marudzić, narzekać, tylko po prostu spróbować kolejny raz. Bieganie nie ogranicza. Biegasz kiedy chcesz i gdzie chcesz, ubrana jak Ci wygodnie. Pomału, krok po kroku, zwiększając dystans dojdziesz do celu, który sobie założysz. Ja w to wierzę, czy mi wyjdzie? Mam nadzieję, że tak...
A jak wyglądały Twoje początki z bieganiem? Może masz ochotę podzielić się z nami swoimi wrażeniami? Może masz wskazówki dla początkujących biegaczy??
BEATA CZYŻEWSKA