Ups and downs Stelmetu i Rosy w Lidze Mistrzów

+7
2017-11-16

Polska Liga Koszykówki w tym sezonie, podobnie jak przed rokiem, może pochwalić się dwoma klubami reprezentującymi ją na arenie międzynarodowej. I dokładnie tak jak wtedy, tak teraz są to Stelmet BC Zielona Góra oraz Rosa Radom, które dzielnie stawiają czoła trudnym rozgrywkom Basketball Champions League. Za nami niecała połowa zmagań, a dokładnie 6 z 14 rund meczowych, więc zanim jeszcze dojdzie do decydujących starć, przyjrzymy się jak idzie i na co szanse mają nasze kluby w BCL.

Zacznijmy od Stelmetu BC, którego los przydzielił do grupy D. Dotychczas mistrzowie Polski legitymują się bilansem dwóch wygranych i czterech porażek. W ich wynikach można dostrzec dwie zasady: przed własną widownią wygrywają, na wyjazdach przegrywają. I o ile zwycięstwa (z Telekom Bonn i Sidigasem Avellino) wlały optymizm w serca kibiców, o tyle konsekwentne wracanie na tarczy z delegacji mocno podcina skrzydła rozentuzjazmowanej Zielonej Górze. W każdym jednym spotkaniu na obcym terenie, czy to w pierwszy meczu sezonu w Salonikach z Arisem, czy w Stambule z wielkim Besiktasem, czy w końcu w ostatnich dwóch potyczkach w Ostendzie i Nanterre, Stelmet prezentował się naprawdę solidnie i przede wszystkim walecznie, a mimo to zawsze czegoś brakowało. Po każdym z tych meczów na usta kibiców cisnęło się jedno, powtarzane do znudzenia, słowo: „szkoda”.

W koszykarskiej utopii zielonogórzanie mogli wygrać na każdym z wyjazdów, ale jednak rzeczywistość zawsze okazywała się dużo bardziej gorzka. Dla przykładu w Stambule już mieli Besiktas na widelcu, a mimo to ostatnie minuty przegrali 0-11 i zniweczyli swój cały wysiłek. Za to w Nanterre początek zawalili kompletnie i na nic zdała się heroiczna walka do końca i niesamowity pościg, bo przewaga Francuzów była zbyt duża, aby tak klasowy zespół dał ją sobie odebrać. Dlatego tak trudne jest do zdefiniowania to, czego konkretnie Stelmetowi brakuje. Umiejętności? Doświadczenia? Szczęścia? Cwaniactwa? A może wszystkiego po trochę? Szczerze mówiąc, ja nie mam pojęcia, może wy wiecie?

Wiem za to, że mimo nie najlepszej pozycji wyjściowej na osiem kolejek przed końcem, mistrzowie Polski wcale nie stoją na straconej pozycji, wszak przed sobą mają jeszcze aż pięć meczów w hali CRS, gdzie są piekielnie mocni i groźni nawet dla największych faworytów (czytaj: Besiktas). I czekają ich jeszcze trzy wyjazdy do Nymburka, Avellino i Bonn, czyli do zespołów, które z całą pewnością są w zasięgu podopiecznych Artura Gronka. Do tego po przerwie reprezentacyjnej do gry wrócić powinien Boris Savovic, a nie można zapominać, że to gracz, który szykowany był na lidera tego zespołu, a do tej pory zdrowie pozwoliło mu zagrać w raptem jednym meczu BCL. Trzecim argumentem poza rozkładem gier i powrotem na parkiet Savovicia przemawiającym za optymistyczną przyszłością Stelmetu jest wyrównana grupa, w której 6-7 zespołów jest na bardzo zbliżonym poziomie i przy dobrej grze (a taka ona z reguły jest) zielono-biali wciąż mogą osiągnąć awans do kolejnej fazy, tym bardziej, że aż cztery czołowe drużyny są promowane dalej. Plan minimum obejmować za to powinien wyjście z piątej bądź szóstej lokaty do rozgrywek FIBA Europe Cup, bowiem odpadnięcia z europejskich pucharów już na tym etapie chyba nikt w Zielonej Górze nie bierze pod uwagę. 

Znacznie gorzej wygląda Rosy Radom, która po sześciu meczach ma na swoim koncie tylko jedną wygraną i razem Petrolem Olimpiją Lublana zamyka stawkę w grupie C. Na pocieszenie pozostaje fakt, że to jeszcze właśnie ze Słoweńcami radomianie mają dwa mecze do rozegrania i pozostaje mieć nadzieję, że będą w stanie wygrać obydwa i jeszcze nawiązać walkę, choćby o uczestnictwo w FIBA Europe Cup. A jak to się stało, że Rosa znalazła się w tak kiepskiej sytuacji? Pierwsze cztery mecze to cztery porażki, zawsze po walce do końca, jednak punktów w tabeli od tego nie przybyło. Wyjątkowo szkoda spotkania numer cztery, kiedy to podopieczni Wojciecha Kamińskiego w bohaterski sposób stawiali czoła nie tylko AEK Ateny w ich własnej hali, ale także przeciwnościom losu (kontuzje i faule). Po zaciętym boju ostatecznie ulegli po dogrywce 92:96 i znów z parkietu schodzili z nosami na kwintę.

Tydzień później do Radomia przyjechał naszpikowany gwiazdami i z wybitnym trenerem Saso Filipovskim na ławce, Banvit BC. Mało kto wierzył, że outsider z Radomia będzie w stanie przeciwstawić się wielkiemu tureckiemu faworytowi. I pierwsza połowa zdawała się potwierdzać, że nie ma co liczyć na niespodziankę… A jednak! Rosa po przerwie figę z makiem pokazała niedowiarkom, zwarła szeregi obronne, w ataku wręczyła piłkę swojemu liderowi Michałowi Sokołowskiemu i ten zaciągnął ją po pierwsze zwycięstwo w tej edycji BCL. Wynik lekko śmieszny, bo raptem 49:48, ale grunt że dwa duże oczka można w tabeli dopisać, a i zatrzymaniem Banvitu poniżej 50 punktów w meczu, też śmiało można się chwalić. Wiktoria nad Turkami tchnęła wielką wiarę we wszystkich, którzy trzymają kciuki za polski zespół i z wypiekami na twarzy przyszło nam czekać na mecz ze Strasbourgiem, który również miał zawitać na Mazowsze. 3-2 głosił bilans Francuzów, więc nie tacy straszni oni i jak się pokonało ekipę Filipovskiego to i z nimi można pojechać, myśleli radomscy kibice. Niestety koszykarze ze Strasbourga mieli na ten temat inne zdanie i szczególnie w drugiej połowie udowodnili Rosie, która drużyna jest obecnie na wyższym poziomie.

Tak więc po sześciu kolejkach Rosa ma, choć bardzo cenne, to wciąż tylko jedno zwycięstwo. Pierwszym problemem Rosy jaki rzuca się w oczy jest brak odpowiedniej głębi składu. To co wystarcza na nasze ligowe podwórko to już na europejskie salony, z reguły jest za mało. Widać to zwłaszcza, kiedy na parkiecie pokazują się rezerwowi. Młodzi Polacy z pewnością są utalentowani, ale brak doświadczenia i dostatecznych umiejętności uniemożliwia im i tym samym całemu zespołowi równą walkę z tak mocnymi rywalami jak ci z Ligi Mistrzów, szczególnie na przestrzeni całego meczu. Czasem wydaje się też, że grę pod siebie za mocno forsują dwaj amerykańscy obwodowi Harrow i Punter, a zbyt schowani pozostają polski lider Michał Sokołowski czy czeski podkoszowy Patrik Auda. Niemniej jednak na uwagę zasługuje fakt, że mimo wszystkich problemów jakie nękają Rosę, jej gracze zwykle pozostawiają po sobie dobre wrażenie i nawet jeśli to nie przekłada się na dobrą pozycję w tabeli i absolutnie jej kibice nie mają czego się wstydzić.

A jak wyglądać może przyszłość radomian w tegorocznej BCL? Kluczowy wydaje się nadchodzący mecz w Lublanie, bo jeśli 5 grudnia Rosa tam wygra, wówczas jeszcze powinna włączyć się do walki chociażby o miejsca 5-6, jeśli przegra wtedy już raczej pozostanie gra jedynie o honor.

Fot: facebook.com/BasketballCL, facebook.com/Basketzg, facebook.com/ROSARadom

Daj nam znać, czy artykuł Ci się spodobał
+7
Jeśli tak, pokaż go swoim znajomym!

tagi: koszykówka FIBA Champions League Liga Mistrzów Stelmet BC Zielona Góra Rosa Radom
WRÓĆ

SPRAWDŹ W NASZYM SKLEPIE