– Nie mam wątpliwości, że chińska Super Liga będzie coraz ciekawsza i będzie przyciągać coraz lepszych piłkarzy. Na pewno ma duży potencjał, by się rozwijać, ale dla nas, Europejczyków, nigdy nie będzie jednak na tyle atrakcyjna, byśmy woleli ją oglądać od ligi angielskiej, hiszpańskiej czy Bundesligi – pisze w najnowszym odcinku „Piłkarskiej środy” Maciej Murawski. Dlaczego liga chińska to produkt dla futbolowych hipsterów? I w czym, obok wielkich pieniędzy, Chiny mogą konkurować z piłkarską Europą?
Nie mam wątpliwości, że chińska Super Liga będzie coraz ciekawsza i będzie przyciągać coraz lepszych piłkarzy. Na pewno ma duży potencjał, by się rozwijać. W Chinach mieszka ponad miliard ludzi, Chińczycy bardzo lubią piłkę nożną, interesują się tą dyscypliną. Chcą oglądać gwiazdy, mają coraz więcej pieniędzy, które mogą wydać na bilety czy piłkarskie pamiątki. Z reprezentacją Polski byłem w Korei Południowej na mistrzostwach świata w 2002 roku. Wprawdzie to inny kraj, ale mentalność Chińczyków i Koreańczyków jest zbliżona. Pamiętam reakcje kibiców na trybunach – to, jak bardzo przeżywali mecze, jak żywo kibicowali i myślę sobie, że w Chinach może być podobnie.
Dla nas, Europejczyków, liga chińska nigdy nie będzie jednak na tyle atrakcyjna, byśmy woleli ją oglądać od ligi angielskiej, hiszpańskiej czy Bundesligi, gdzie grają Polacy. To samo dotyczy ligi francuskiej, włoskiej i polskiej. Zawsze będziemy je cenić wyżej. Myślę więc, że dla Europejczyka – Polaka, Hiszpana, Niemca czy Brytyjczyka – jest lub będzie to liga porównywalna np. z amerykańską MLS. W Stanach Zjednoczonych występuje wielu dobrych piłkarzy, ale tamtejszym rozgrywkom daleko pod względem oglądalności do najlepszych lig Europy.
O ile Chińczycy nie będą w stanie konkurować z Europą we wskaźnikach oglądalności, to będą – a w pewnym sensie już są – konkurencją dla wielkich klubów na rynku transferowym.
Posiadają bowiem tak duże pieniądze, że być może niebawem ciężko będzie rywalizować z nimi klubom europejskim o piłkarzy. Właściciele najlepszych zespołów w Europie otrzymali już pierwsze sygnały, że na rynku pojawił się ktoś, kto może zaproponować jeszcze większe pieniądze piłkarzom niż oni. Niedawno Diego Costa był praktycznie jedną nogą w Chinach i przez to pokłócił się z Antonio Conte. Skończyło się na tym, że Hiszpan został w Chelsea, gdzie gra i nadal strzela bramki, ale było bardzo blisko transferu. I wielu innych piłkarzy podążyło już albo dopiero podąży tą drogą. Finanse mogą więc skomplikować sytuację nawet tych najbogatszych klubów na naszym kontynencie.
W przeszłości obserwowaliśmy moment, w którym europejskie kluby sprowadzały do siebie Japończyków, Koreańczyków i Chińczyków, licząc na zainteresowanie ze strony azjatyckich kibiców. I taki był też trend. Teraz z kolei zaczyna dominować inny trend. Mianowicie, wielu chińskich – i w ogóle azjatyckich – biznesmenów kupuje europejskie kluby. Wystarczy popatrzeć na Anglię czy Hiszpanię.
Azjatycki rynek stwarza wielkie pole do popisu. Premier League i angielskie kluby już dawno są tam obecne, jeżdżą na tournee i mają miliony kibiców z Azji. Hiszpanie podobnie. Borussia Dortmund otworzyła swego czasu swoją siedzibę w Japonii ze względu na występującego w jej barwach Shinjiego Kagawę. Azjatycki rynek nie dość, że jest ogromny, to dysponuje wielkim potencjałem. Być może tutaj również dojdzie do rywalizacji Chin z Europą i Super Liga stanie się konkurencyjna dla biznesu robionego przez europejskie kluby w Azji.
Możliwe, że chiński kibic, mając do wyboru kupno koszulki, będzie wolał wydać pieniądze na koszulkę Shanghai Shenhua niż na koszulkę Realu Madryt. Rosnąca siła ligi oraz zainteresowanie mogą spowodować zmniejszenie wpływów europejskich klubów z azjatyckiego rynku, ale nawet wielkie pieniądze nie sprawią, że będzie ona bardziej interesująca niż Premier League czy La Liga. Na taki prestiż musi pracować przez długie lata.
Tamtejszych właścicieli stać na to, by zatrudnić Cristiano Ronaldo i dać mu kontrakt, jakiego zapragnie. Ale Ronaldo ma tyle pieniędzy, że z pewnością będzie wolał grać w Realu Madryt. Myślę, że takie podejście mają najlepsi piłkarze. Że lepiej wygrywać w Europie i zdobywać tu prestiżowe trofea, a o Chinach pomyśleć ewentualnie tuż przed emeryturą.
Azja oznacza również zupełnie inną kulturę życia, zatem większość piłkarzy będzie wolała mieszkać i grać w Europie, dodatkowo w klubach, które mają bogatą historię, tradycję, a także ogromne pieniądze – bo trudno powiedzieć, by mało zarabiali. Transfer do Chin będzie interesującą propozycją dla zawodników, którzy nie grają na poziomie zarezerwowanym wyłącznie dla najlepszych, a którzy mogliby zarabiać tam jak topowi piłkarze – lub są w takim wieku, że schodzą powoli z wielkiej sceny i mogą zarobić znacznie więcej niż w Europie.
Chińska Super Liga to produkt dla piłkarskich hipsterów. Jeśli ktoś ma dużo czasu, lubi właśnie takie rzeczy – inne, egzotyczne, niszowe – na pewno będzie śledził transmisje i tamtejszą ligę. Ale, przynajmniej na razie, może ona konkurować z najsilniejszymi ligami w Europie tylko pod względem finansowym.