Częścią bardzo obszernej historii futbolu są transfery. Na przestrzeni dziesięcioleci dochodziło do spektakularnych zmian klubowych barw, bicia kolejnych transferowych rekordów… Ale my nie o tym. Przedstawiamy wam okoliczności transferów, które zmieniły zawodników w klubowe legendy. Kontrakt Messiego spisany na serwetce, zaloty prezesa Realu do Zidane’a również na serwetce, czy Capello zaczepiający Seedorfa w garażu. Zaczynamy!
14 grudnia 2000 roku w klubie tenisowym Barcelony zamknięto transfer, który - jak się okazało - przeszedł do historii. Leo Messi trenował wówczas przez dwa tygodnie w ośrodku treningowym Dumy Katalonii. Problemy zdrowotne Argentyńczyka, głównie te związane z niewielkim wzrostem, sprawiły, że w klubie zaczęto mocno podważać jego przydatność. Jednak Carles Rexach i Horacio Gaggioli (ówczesny reprezentant Messiego) zamknęli transfer na… serwetce. Dziś można ją obejrzeć w klubowym muzeum FC Barcelona.
„Zidane urodził się, by grać w Realu Madryt”. Takie słowa wypowiedział prezes Realu Madryt, Florentino Perez, na prezentacji francuskiego zawodnika na Estadio Santiago Bernabeu. Niewielu jednak wie, jak w ogóle doszło do tego transferu. Obaj panowie spotkali się w Montecarlo, gdzie zasiedli przy jednym stole na kolacji organizowanej przez UEFA. Prezes Królewskich marzył o transferze Zizou i przekazał mu tę wiadomość na… serwetce. „Podał mi serwetkę, na której napisał po francuski: «Chcesz grać w Realu Madryt? ». Odpowiedziałem mu: «Yes! »”, wyznał Zidane.
Clarence Seedorf miał za sobą znakomity sezon w Sampdorii. Po ostatnim ligowym spotkaniu piłkarz zszedł do stadionowego garażu po swoje auto. Ktoś do niego podszedł i zapytał: „Hola, Clarence! Pójdziesz ze mną do Realu?”. „Tak, proszę pana”, odpowiedział piłkarz. Panem, który zabrał Seedorfa, był nie kto inny, jak Fabio Capello. Tego samego lata Holender stał się piłkarzem Realu Madryt.
Walka Realu Madryt z Barceloną trwa od lat. Luis Molowny był jednym z pierwszych powodów późniejszych starć Królewskich z Katalończykami. Molowny odpoczywał na Wyspach Kanaryjskich, a Barcelona wysłała tam statek ze swoim przedstawicielem, by klepnąć transfer Hiszpana. Tu do gry wszedł Real Madryt, który chcąc uprzedzić swojego wielkiego rywala wysłał na Kanary swojego sekretarza technicznego… samolotem. Piłkarz wylądował zatem w Madrycie.
Donato Gama da Silva rozpoczynał karierę w Vasco da Gama, gdzie notował ponadprzeciętne występy. To sprawiło, że Jesus Gil, prezes Atletico Madryt w latach 1987-2003, chciał zrobić wszystko, by sprowadzić Brazylijczyka do stolicy Hiszpanii. Transfer został podpisany na lotnisku, tuż przed tym, jak Donato miał wsiąść do samolotu ze swoją drużyną i wrócić do Brazylii.