Po zdobyciu 30 tytułów w profesjonalnej karierze Andrés Iniesta czuje się przygotowany na zejście z wielkiej piłkarskiej sceny. Hiszpan szykuje swoje pożegnanie z pełną naturalnością, pewnością siebie i spokojem. I robi to podczas swojej ostatniej wielkiej bitwy: pokazania światu, że „DNA Barçy” wciąż żyje oraz że dobra gra w piłkę i wygrywanie powinny znaczyć – w skrócie – to samo.
Przez wielu nazywany „ostatnim Mohikaninem”. Kapitanem stylu, który grozi wyginięciem. Strażnikiem piłkarskiej esencji. Przez całą swoją karierę 33-latek zdobył uznanie i sympatię kibiców na całym świecie oraz szacunek rywali. Jednak jego umysł i ciało zaczynają mówić: „stop”, „koniec”. Czas odpocząć. Już w ubiegłym sezonie u Iniesty widać było symptomy zmęczenia i w tym roku Hiszpan zapewne ogłosi piłkarskiemu światu krótkie i stanowcze: adiós. Kapitan Barcelony może zrobić to jednak w swoim, najlepszym możliwym stylu – po wygraniu trzech tytułów z Dumą Katalonii i zdobyciu Mistrzostwa Świata w Rosji.
Iniesta spędził w Barcelonie 22 lata. W pierwszej drużynie debiutował jako 16-letni dzieciak i po latach stał się jednym z liderów najlepszej Barcelony i najlepszej reprezentacji Hiszpanii w historii. Futbol „podarował” Inieście magiczne chwile, dzięki którym na zawsze zapisze się w kartach historii. Takie jak pamiętny gol na Stamford Brigde z Chelsea czy bramka na wagę Mistrzostwa Świata w 2010 roku w finale z Holandią. Andrés to wie. Doskonale wie również, że gra w Barçy jest tak samo cudowna, jak i okrutna. Iniesta jest w Barcelonie na tyle długo, że zdążył załapać się na upadek Dream Teamu Johana Cruyffa w latach 90., żył w okresie „sportowej biedy” za czasów prezesa Gasparta, samozadowolenia i wypalenia Franka Rijkaarda czy annus horribilis (z łac. katastrofalny rok) z Gerardo Martino na ławce trenerskiej.
Dlatego Iniesta chce odejść teraz, kiedy wciąż jest niepodważalnym zawodnikiem pierwszego składu Blaugrany, która pewnym krokiem zmierza po kolejne tytuły. Być może dla Andrésa odejście w odpowiednim momencie jest również pewnym zwycięstwem. Hiszpan zasłużył sobie na prawdo do podjęcia ostatecznej decyzji, niezależnie od tego, jak bardzo bolałaby ona kibiców Barcelony. Iniesta nauczył się „błyszczeć w cieniu”. To piłkarz jednocześnie genialny, ale niezwykle dyskretny. Być może to pobudzi wszystkich sympatyzujących z Barceloną do refleksji, ponieważ wszyscy myśleli, że Iniesta będzie w klubie z Camp Nou zawsze. Trudno się dziwić. Wielu piłkarzy przychodziło, wielu odchodziło, a Iniesta był zawsze. Grał i wygrywał. I niezależnie od decyzji, jaką podejmie po zakończeniu tego sezonu Hiszpan – czy zawiesi buty na kołku na stałe, czy dorobi do emerytury w Chinach – nikt nie będzie miał do niego pretensji.
„Iniesta będzie wieczny”, powtarzają w Barcelonie. I sporo w tym prawdy, bo w Katalonii nikt o Inieście nigdy nie zapomni. Problem może pojawić się natomiast wtedy, kiedy koledzy będą szukać zawodnika z numerem „8” na boisku, ale ta koszulka należeć już będzie do kogoś innego. A wystarczy spojrzeć na poniższą kompilację, by uzmysłowić sobie, że za Iniestą tęsknić będzie każdy.
Fot. facebook.com/AndresIniesta