Guardioli zdarzyło się powiedzieć po którymś meczu, że Manchester City może być ostatnim klubem, w którym pracuje. Skąd ten pomysł? Hiszpan jest trenerem, który bardzo mocno przeżywa swoją pracę. Poświęca jej bardzo dużo czasu i jeśli wyniki są niezadowalające, na pewno mocno go to boli. Czy w Premier League upadnie mit Pepa Guardioli? – zastanawia się Maciej Murawski.
Guardiola pracował do tej pory w klubach, które dominowały w swoich ligach. Barcelona i Real to dwa największe kluby w lidze hiszpańskiej. Mają ogromną przewagę mentalną, jakościową i finansową nad resztą stawki. Gra, jaką preferuje Guardiola – oparta na technice i wychowankach kształtowanych w tej filozofii – w technicznej lidze hiszpańskiej była łatwiejsza.
Bayern również dominuje w Niemczech, a jego przewaga nad konkurencją nie podlega dyskusji. Dodatkowo przed Guardiolą pracowali w Monachium Louis van Gaal i Jupp Heynckes, którzy chcieli grać ofensywnie, prowadzić grę i utrzymywać się przy piłce, więc wprowadzenie swojego stylu było naturalne. Mimo że Manchester City miał wcześniej trenerów preferujących ofensywny styl gry, takich jak choćby Pellegrini, to jednak występuje on w innej lidze.
W lidze angielskiej bardzo ważna, poza techniką, szybkością czy dynamiką, jest również siła. Gdy spojrzymy, jak czasami wyglądają napastnicy, możemy się domyślić, że walka na całego odbywa się nie tylko na ziemi, ale również w powietrzu. Nawet przy niekorzystnym wyniku każdy zespół zasuwa do 90. minuty. Wierzy do końca, walczy, biega – to tkwi w ich mentalności.
Liga angielska jest bardziej konkurencyjna niż liga hiszpańska i niemiecka. Premier League to prawdopodobnie najbardziej konkurencyjna liga na świecie. Nigdzie nie ma sześciu zespołów, które mają potencjał na mistrzostwo kraju i tak fantastycznych trenerów. A tuż za tą szóstką znajduje się Everton, z dobrym trenerem i świetnymi piłkarzami. Być może w innych ligach walczyłby o najwyższe cele. W Hiszpanii też gra kilka fantastycznych ekip, ale na koniec kwestia mistrzostwa i tak najczęściej rozstrzyga się między Realem i Barceloną. Zdarzają się wyjątki w postaci Atletico Madryt, w tym sezonie psikusa może zrobić Sevilla, ale to rzadkie przypadki. W Bundeslidze Bayern zawsze walczy o mistrzostwo. Zazwyczaj trafia się jedna drużyna, która jest w stanie nawiązać z nimi walkę, ale w ostatnich latach walka o mistrzostwo Niemiec kończyła się szybko.
Wracając do Guardioli, nie wiem, czy Manchester City posiada tak dobrych piłkarzy w obronie i na bramce, by grać tak ryzykownie, jak chce Hiszpan. Z Neuerem w bramce i Boatengiem w defensywie pewnie byłoby mu łatwiej, ale wiemy, że obaj Niemcy nie będą zawodnikami City. Guardiola musi więc radzić sobie ze słabszymi piłkarzami w składzie. Na początku sezonu, gdy „The Citizens” wygrywali seriami, złapali mentalność, dzięki której przeciwnik już przed meczem trochę się ich obawiał. Z kolei twój zespół zyskuje pewność siebie, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
Początek wyglądał świetnie, ale przyszedł mecz z Celtikiem w Lidze Mistrzów. I nagle Brendan Rodgers, który – notabene – sam jest fanem Guardioli, zastosował wysoki, agresywny pressing i zdobył punkt. Następnie przyszły słabsze wyniki w lidze – m.in. wyjazdowa porażka z Tottenhamem, zdarzyły się kolejne drobne potknięcia, przegrana w Pucharze Ligi z Manchesterem United. Doszły wykluczenia Agüero i Fernandinho, a także kontuzja Gündogana. Wszystkie te rzeczy powodowały, że zespół stopniowo tracił pewność siebie i przewagę, którą wypracował sobie na początku. W Anglii to w zupełności wystarczy, żeby stado wilków szybko do ciebie doskoczyło.
Na Wyspach nie ma bowiem szans, by zagrać na 60-70 procent swoich możliwości i wygrać. Kiedy patrzę na mecze Realu czy Barcelony, odnoszę wrażenie, że nieraz zdarzają się takie, w których grają na 70 procent, a i tak wysoko zwyciężają. W Premier League nikt nie bierze takiej opcji pod uwagę. Co więcej, możesz mieć świetny zespół i zagrać na 100 procent, a i tak – przy odrobinie pecha – przegrać. To jest ta zasadnicza różnica, przez którą Guardiola musi się dostosować do realiów ligi i być może zmienić pewne rzeczy. W Premier League nie zawsze da się grać taki futbol, jaki preferuje Hiszpan. Trzeba być bardziej elastycznym.
Każdy klub ma budżet, który pozwala mu kupić bardzo dobrych piłkarzy i wystawić tak silną ekipę, że sztuką jest z nią wygrać – bez względu na to, czy jest się Manchesterem United, Liverpoolem czy Chelsea. „The Blues” mają wprawdzie niesamowity bilans w tym sezonie, ale mimo tej zwycięskiej serii nie każde spotkanie wygrywali z łatwością – w wielu musieli się bardzo namęczyć. Po pierwszym półroczu mogę powiedzieć, że tak jak wydawało mi się, że Guardiola będzie miał ogromny wpływ na ligę angielską, tak zdecydowanie większy wpływ ma w tym momencie Antonio Conte. Pomijając wyniki, spójrzmy, ile zespołów zaczęło grać w ustawieniu, jakie preferuje Włoch. Możliwe, że liga angielska nauczy więc Guardiolę przygotowania innych wariantów na grę.
Nie wiem tylko, czy nie będzie zmuszony odejść od wyznawanych zasad. Największym utrudnieniem w jego pracy jest fakt, że on zawsze chce grać w określony sposób, który – de facto – jest najtrudniejszym ze sposobów. Zawsze łatwiej jest się cofnąć i atakować z kontry, ale Hiszpan nie bierze tego pod uwagę. Poniekąd przez to nie wygrał w ciągu trzech lat Ligi Mistrzów z Bayernem. Gdy musiał zmierzyć się z drużynami z Hiszpanii – Realem, Barceloną czy Atletico – jego taktyka okazywała się nieskuteczna. Jeśli grasz pierwszy mecz w fazie pucharowej na wyjeździe, logika podpowiada: gram na wynik. Cofnę się, będę się dobrze bronił, mam z przodu Robbena, Ribery’ego, Lewandowskiego, niech ścigają się z obrońcami. Pep nie brał tego pod uwagę.
Jechał do Madrytu i chciał zdominować Real. Jechał na Camp Nou i chciał zdominować Barcelonę. Pojechał na wyjazdowy mecz z Atletico – próbował zdominować Atletico. Szedł trudną drogą, która okazywała się jednak za trudna. Przegrywał pierwsze mecze, po których miał mniejsze szanse na awans albo tych szans nie miał prawie wcale. Czy Hiszpan jest w stanie się dostosować i być choć odrobinę bardziej pragmatyczny?
Trudno mi w to uwierzyć (śmiech). To tak ambitny człowiek, że ciągle będzie szukał możliwości grania w swój ulubiony sposób, trener, dla którego najważniejszy jest właśnie ofensywny sposób gry. Zdarzą się natomiast momenty, kiedy jego zespół będzie – przy prowadzeniu – oddawał inicjatywę w naturalny sposób, bo przeciwnik zacznie grać bardziej agresywnie albo zepchnie piłkarzy Manchesteru City do obrony. Wtedy – gdy zawodnicy drużyny przeciwnej grają wysoko, agresywnie, łapiąc krycie 1 na 1 na całym boisku – musisz mieć świetnych obrońców, którzy potrafią wyjść spod pressingu, a z tym piłkarze City nie zawsze sobie radzą. Guardiola ma więc problem, bo jakość rozegrania piłki nie jest tak dobra, jak w Bayernie czy Barcelonie. Dodatkowo jakość w samej defensywie i bronieniu dostępu do bramki również jest na niższym poziomie niż we wcześniejszych klubach, które prowadził.
Ciągle podziwiam Guardiolę. Nie chodzi nawet o to, że tak wiele wygrał, ale jak bardzo zmienił piłkę. Czasami widzę sposób gry danego zespołu i mogę powiedzieć: – Ten trener musiał kiedyś zobaczyć to w Barcelonie albo Bayernie Guardioli. Jest naprawdę wiele elementów, które stosują trenerzy w różnych ligach i drużynach narodowych na bazie pomysłów Hiszpana. Zachowania taktyczne, zachowania przy stałych fragmentach gry, w momencie wyprowadzania piłki, ataku i tak dalej, które Guardiola zaproponował kiedyś w swoich drużynach. One były skuteczne, przynosiły sukcesy, więc później inni zaczęli je naśladować.
Kiedyś skończy pracę jako trener, ale zostanie po nim wiele pozytywnego w światowej piłce. Tak jak po Conte, który już na początku pracy odciska piętno na lidze angielskiej – coraz więcej szkoleniowców stosuje wariant z trójką obrońców. Tak już jest w piłce. Kiedy wygrywasz, inny też chcą wygrywać i zaczynają – lepiej lub gorzej – cię naśladować. Albo szukają sposobu, by przerwać twoją hegemonię. Musisz więc ciągle się rozwijać i szukać nowych rozwiązań. A Guardiola ciągle szuka czegoś nowego.
Być może Hiszpan za często rotuje składem. Kiedy patrzysz na Chelsea, możesz powiedzieć: widać, że ten zespół jest zgrany i funkcjonuje jak automat. Pojawiają się kosmetyczne – jedna, może dwie – zmiany w ofensywie, natomiast w linii defensywnej pięciu zawodników i bramkarz grają praktycznie zawsze. W tym momencie trzeba jednak zadać pytanie, czy gdyby Chelsea występowała w Lidze Mistrzów, nadal grałaby ta sama jedenastka. Pewnie nie, bo pojawiłoby się zmęczenie, a być może i kontuzje. Manchester City gra w Lidze Mistrzów, więc Guardiola robi więcej rotacji – podobnie jak inni trenerzy, którzy muszą łączyć rozgrywki ligowe z europejskimi pucharami. Można się natomiast zastanowić, czy tych zmian w składzie Guardiola nie robi za dużo. I dlaczego są one tak częste.
Być może to jest jeden z powodów niestabilnej gry Manchesteru City. Tyle że ja się mogę nad tym zastanawiać i analizować różne elementy, a jak zawsze życie da nam odpowiedź na wiele pytań na zakończenie sezonu.