„Piłkarska środa” to nowy cykl z Maciejem Murawskim w roli głównej. Ci, którzy znają „Murasia” z występów w telewizji, wiedzą, że o piłce nożnej może mówić godzinami. I zawsze robi to z wielką pasją. Dlatego na naszym blogu będzie dzielił się wiedzą o futbolu, który poznał z każdej chyba strony. Jako piłkarz, trener, a także piłkarski ekspert stacji nc+.
W pierwszej odsłonie „Piłkarskiej środy” zabiera nas za kulisy pracy komentatora i eksperta telewizyjnego. Jak przygotowuje się do meczów i co jest najważniejsze w jego pracy? Kto i dlaczego zasługuje, jego zdaniem, na krytykę? Co wspólnego z pracą trenera i piłkarza ma komentowanie meczów? I dlaczego wyjazdy na spotkania Ligi Mistrzów to wbrew pozorom ciężki kawałek chleba?
Zanim zacząłem pracować w CANAL+, a wcześniej w Eurosporcie, miałem okazję sprawdzić się w roli komentatora jako piłkarz. Przydarzyła mi się nawet historia, gdy komentowałem mecz Pucharu UEFA między Arisem Saloniki a Realem Saragossa… po angielsku. To było chyba najtrudniejsze z dotychczasowych wyzwań. Nie było łatwo skomentować mecz w obcym języku, zwłaszcza że mój angielski nie jest tak dobry, by czuć się w nim w pełni komfortowo. Pamiętam, że cały czas myślałem: „Kurczę, jak łatwo byłoby powiedzieć to, co chcę teraz przekazać, po polsku”, ale potraktowałem to jako ciekawe doświadczenie.
Staram się regularnie śledzić rozgrywki, którymi się zajmuję. Oglądam praktycznie wszystkie mecze polskiej ekstraklasy w każdej kolejce i większość programów emitowanych na naszej antenie. Do tego czytam i przygotowuję się do poszczególnych spotkań, do których jestem wyznaczony. Staram się też na bieżąco oglądać wszystkie drużyny grające w Lidze Mistrzów, a jeśli nie mogę tego zrobić „na żywo”, nagrywam mecze. Dzięki temu mogę nadrobić zaległości i obejrzeć kilka spotkań z rzędu, gdy widzę w rozpisce, że jestem zaangażowany do konkretnej produkcji. Gazetą, którą kupuję bardzo często, jest „Przegląd Sportowy”. „PS” poświęca wiele miejsca polskiej lidze, ale to nie wyczerpuje tematu. Dodatkowo korzystam więc z internetu. Przeglądam klubowe strony, czytam wywiady z piłkarzami i trenerami, wyłapuję absencje zawodników i kluczowe informacje. Tak, w wielkim skrócie, wygląda przygotowanie do mojej pracy.
Jeśli nie muszę, nie chodzę na stadiony. Na stadionie nie mam bowiem możliwości cofnięcia danej sytuacji, sprawdzenia, gdzie był kluczowy dla całej akcji błąd, kto go popełnił, a poza tym w czasie podróży na stadion i z powrotem mogę obejrzeć kolejne spotkanie. W pracy muszę być bardzo skoncentrowany. Nie lubię oglądać meczów w towarzystwie. Moja koncentracja mocno wtedy spada i wiele rzeczy mi umyka. Kilka razy oglądałem mecze z przyjaciółmi. Po meczu zastanawiałem się, co z niego wyciągnąłem – dostrzegałem wtedy, że wiele szczegółów mi umknęło, więc tak naprawdę musiałem obejrzeć ten mecz jeszcze raz, tyle że samemu.
Oczywiście lubię piłkę nożną, tak jak lubię oglądać mecze, ale komentowanie czy udział w programie nie jest już zwykłym oglądaniem, tak jak robią to kibice albo widzowie. To praca. Analizuję, jak grają poszczególne zespoły i zawodnicy, więc rzadko – szczerze mówiąc – pojawiają się przy tym emocje, ponieważ staram się być jak najbardziej neutralny. Wiadomo, że mam osoby, które – na przykład w polskiej lidze – znam, lubię i życzę im wszystkiego, co najlepsze. Kiedy jednak zaczyna się komentarz, muszę być neutralny. To bardzo ważne, a być może najważniejsze w tym zawodzie.
W naszej stacji wszyscy – nawet jeśli mają swoje ulubione drużyny – starają się być neutralni w czasie transmisji. Jeśli mam do czynienia z kontrowersyjną sytuacją, oceniam ją tak, jak czuję. Kibic jednej drużyny będzie zadowolony, kibic drugiej – już niekoniecznie. Mogę pewnej sytuacji nie zauważyć, coś może mi umknąć albo kamera tego nie pokaże – tak też się zdarza. W kontrowersyjnych sytuacjach zawsze znajdą się niezadowoleni widzowie, bez względu na to, co powiem.
Lubię zespoły, które starają się kreować grę, przejąć inicjatywę. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że niektóre mają mniejszy potencjał. Wtedy też – jeżeli zespół jest teoretycznie słabszy i przyjmuje bezpieczną, defensywną taktykę – oczywiście nie będę tego krytykował, bo na koniec i tak najważniejszy jest wynik. Jeśli natomiast zespół z dużym potencjałem chce grać defensywnie i bezpiecznie, nie do końca mi się to podoba. Wiem, jak trudną pracą jest praca trenera – byłem trenerem przez krótki czas. Dlatego – bez względu na to, jaką filozofię prowadzenia zespołu przyjmuje trener – mam szacunek do jego pracy, bo wiem, że jest to ciężki kawałek chleba związany z wyrzeczeniami, presją i wielkimi oczekiwaniami. I dlatego też bardzo rzadko krytykuję trenerów. Podobnie jest z piłkarzami, chyba że ktoś faktycznie – w mojej ocenie – gra poniżej swoich możliwości albo po prostu nie chce mu się robić na boisku pewnych rzeczy.
Jeśli ktoś popełni błąd – jak ja to nazywam – piłkarski, można go zrozumieć. Błędy mogą się zdarzyć, my musimy o nich mówić, natomiast są częścią tej gry. Jednak na boiskach obserwujemy też wiele błędów, które są dla mnie niezrozumiałe i nieakceptowalne. Jeżeli obrońca nie biegnie za swoim napastnikiem i przestaje go kryć, nie mogę takiego błędu zaakceptować – bez względu na to, czy chodzi o ligę polską, czy ligę hiszpańską. Napastnik może skiksować, bo na nierówności skoczyła mu piłka, ale jeśli odpuszcza krycie, kopnie kogoś bez piłki, to za takie zachowanie należy mu się krytyka. I nie ma znaczenia, czy jest to piłkarz, którego lubię bardziej lub mniej.
*****
Są oczywiste różnice między programem a meczem. Osobiście przygotowanie do programu jest dla mnie łatwiejsze niż do meczu. W czasie spotkania muszę mówić przez 90 minut – mogę, oczywiście, skupić się na tym, co się dzieje na boisku, ale nagle kamera wędruje na trybuny i widzimy piłkarza, który nie załapał się do kadry albo jest kontuzjowany, prezesa albo działacza danego klubu. W polskiej lidze oglądam tyle meczów, że jestem ze wszystkim na bieżąco. Poza tym znam i kojarzę z tego środowiska wiele osób, więc jeśli operator pokaże kogoś na stadionie, wiem, kim jest. Niekoniecznie natomiast muszę wiedzieć, kto jest – dajmy na to – dyrektorem sportowym FC Basel i jak wygląda. Przed meczami lig zagranicznych i europejskich pucharów poświęcam więc znacznie więcej czasu na przygotowanie. W programie najczęściej odpowiadam na pytania, które zadaje prowadzący. Nie muszę wchodzić w komentarz w odpowiednim momencie i nie muszę prowadzić meczu.
Po wielu miesiącach pracy zauważyłem ciekawą rzecz. Zapisuję kartkę masą różnych informacji, a ostatecznie skupiam się na spotkaniu i prawie w ogóle z nich nie korzystam. Ostatnio przygotowuję więc mniej ciekawostek. Dla mnie to cięższe zadanie, ponieważ nie śledzę, co na co dzień wypisuje się np. w prasie hiszpańskiej, lecz skupiam się na grze. Poza tym nigdy nie będę dysponował taką wiedzą na ten temat, jak eksperci zajmujący się daną ligą, pasjonujący się nią od lat, a często mówiący również w języku danej ligi. O lidze angielskiej nie wiem tyle, co Przemek Rudzki, o lidze włoskiej – co Tomasz Lipiński, a wiedzą o lidze francuskiej nie przebiję Rafała Dębińskiego.
*****
Mecze Ligi Mistrzów komentowane ze stadionu to fajna przygoda, ale znacznie trudniejsza niż w polskiej lidze. Często wylatujemy z samego rana w dniu meczu, a po dotarciu na miejsce trzeba szybko udać się do hotelu. Przebieramy się, idziemy coś zjeść, potem najczęściej znajdujemy chwilę na przeczytanie najświeższych informacji i ostatnie przygotowania. A później następuje główna część pracy, czyli mecz. Po meczu wracamy najczęściej późno do hotelu, a rano wylatujemy z powrotem do Polski. Jeszcze trudniej jest w przypadku dwóch meczów z rzędu. Zdarzyło mi się to kilka razy.
Ostatnio jednego dnia komentowałem wtorkowy mecz w Madrycie, a w środę byłem już w Barcelonie. W takim przypadku trzeba dodatkowo „przestawić się” na nowy mecz i nowe drużyny. Muszę więc przygotować się wcześniej do dwóch spotkań, co nie jest łatwe, ponieważ skupiam się przede wszystkim na pierwszym. Wracam po nim do hotelu, ale nie mogę położyć się spać, bo muszę sprawdzić najnowsze informacje, rozpisać nowe rzeczy i przygotować się odpowiednio do kolejnej transmisji. Po takich dwóch dniach nie tylko ja – a często rozmawiam z kolegami ze stacji – jestem bardzo zmęczony.
Pozornie wyjazd wygląda świetnie. Piękne miasto, wspaniały stadion, a na deser mecz. Często widzimy jednak odwiedzane miasta tylko z okien taksówki. Nie ma czasu na spacer, zwiedzanie i poznanie nowych miejsc. Każdy z nas pamięta jednak, że takie atrakcje mogą być miłym dodatkiem, ponieważ jesteśmy przede wszystkim w pracy. Oczywiście komentowanie meczu z takiego stadionu jak Camp Nou, obserwowanie piłkarzy na żywo to wielka przyjemność, ale również spora presja. Myślę, że każdy z chłopaków, którzy pracują w nc+, przeżywa na swój sposób pracę. Dokładnie tak samo, jak robią to piłkarze i trenerzy. Pamiętam, że gdy jako piłkarz i trener byłem zapraszany do komentowania meczów lub do programów, nigdy się tym nie stresowałem. Natomiast teraz – kiedy pracuję w telewizji na stałe – stres się pojawia. Gdy byłem piłkarzem i trenerem, miałem ogromne problemy z zaśnięciem po meczu. Teraz jest podobnie.
Praca w telewizji posiada swoją specyfikę. Każda produkcja wiąże się ze stresem, a każdy z ekspertów i dziennikarzy reaguje na niego inaczej. I każdy radzi sobie z emocjami lepiej lub gorzej. Być może są fachowcy, którzy wykonują ten zawód tak długo, mają taką wprawę i doświadczenie, że w ogóle się nie stresują. Delikatny stres jest dobry, bo powoduje, że lepiej przygotowujesz się do zadania. Duży stres i bycie pod ciągłą presją zabiera komfort pracy. Poza tym po zadanym pytaniu możesz być tak sparaliżowany, że zupełnie nie wiesz, co powiedzieć. Jeśli ktoś nie radzi sobie ze stresem, łatwiej o błędy i zachowania, których nie chce i nie powinien pokazywać na antenie. Dostrzegam tu analogię do pracy piłkarza. Jeśli zbytnio się przejmujesz, nie zagrasz dobrego meczu i nie pokażesz pełni umiejętności.
Znam komentatorów, o których nikt by nawet nie pomyślał, że tak bardzo przejmują się swoją pracą. Myślę, że ja też zbytnio przejmuję się swoją rolą. Taki już jestem. Po prostu chciałbym, żeby widzowie byli zadowoleni z jakości mojej pracy, choć jednocześnie wiem, że nie jestem w stanie sprostać wymaganiom wszystkich. Zawsze znajdą się osoby, którym komentarz ze stadionu lub opinie w studiu się nie spodobają. Tym bardziej, że piłka nożna budzi ogromne emocje. Podczas kontrowersyjnej sytuacji trzeba opowiedzieć się po którejś ze stron, ocenić, czy należał się rzut karny, kartka i tak dalej. Współczesny futbol jest tak dynamiczny, że czasami trudno poddać jakąś sytuację jednoznacznej ocenie. Rzadko coś jest czarno-białe. Zawsze staram się szukać genezy sytuacji, ale bez względu na to dostanie się po uszach za ocenę – to jest ta niewdzięczna strona naszej pracy.