Karolina Kudłacz-Gloc: Doktorat, miłość do Polski i trzeci świat piłki ręcznej

0
2015-12-05

O szansach i presji podczas mistrzostw świata, o tym, jak i dlaczego zmieniła się nie tylko polska, ale i światowa piłka ręczna, o życiu w Niemczech i pracy doktorskiej z psychologii - kapitan reprezentacji Polski Karolina Kudłacz-Gloc.

Polskie szczypiornistki rozpoczną dziś meczem z Kubą (godz. 18:30, transmisja w TVP2 i TVP Sport) rywalizację w mistrzostwach świata w piłce ręcznej kobiet w Danii. Z kapitan reprezentacji Polski, Karoliną Kudłacz-Gloc spotkaliśmy się w czasie zgrupowania kadry w Zielonej Górze, dzień przed towarzyskim meczem z Czarnogórą, który był ostatnim oficjalnym sprawdzianem zespołu Kima Rasmussena przed startem mundialu. 

O szansach i presji podczas mistrzostw, o tym, jak i dlaczego zmieniła się nie tylko polska, ale i światowa piłka ręczna, o życiu w Niemczech i pracy doktorskiej z psychologii - Karolina Kudłacz-Gloc w obszernej rozmowie z blogiem hurtowniasportowa.net.

Karolina Kudłacz-Gloc - wywiad
Źródło: www.zprp.pl

Jak nastroje w drużynie tuż przed rozpoczęciem mistrzostw świata?

KAROLINA KUDŁACZ-GLOC: - Nastroje są bojowe, znów panuje fajna atmosfera i mamy fajny zespół, w którym czuć klimat. Dość długo czekałyśmy na ten okres, ponieważ ostatnie tygodnie w klubach minęły nam praktycznie na myśleniu o tym, jak będą wyglądały mistrzostwa - czy zdołamy dojść do podobnego momentu jak przed dwoma laty, kiedy walczyłyśmy o wysokie miejsca. Mamy za sobą dopiero kilka dni przygotowań (rozmowę przeprowadziliśmy dzień przed towarzyskim spotkaniem z Czarnogórą w Zielonej Górze - przyp. red.). Pierwszy towarzyski mecz za nami - mecz wygrany (z Niemkami w Lipsku - przyp. red.). Wprawdzie był to sparing, ale takie zwycięstwa zawsze budują zespół i atmosferę, więc jest fajnie i czekamy na kolejne wyzwania. Z dnia na dzień dzieje się coraz więcej - codziennie pojawia się coś nowego w treningu, poprawiamy różne rzeczy, co dzień skupiamy się na czymś innym.

Po czwartym miejscu na MŚ w Serbii w 2013 roku, kiedy mało kto spodziewał się, że stać was na taki wynik, presja będzie z pewnością większa.

- Rzeczywiście tak jest, ponieważ pewnie same nie oczekiwałyśmy, że zdobędziemy to czwarte miejsce. Z pewnością nie będzie to łatwy turniej, bo żaden z zespołów nie potraktuje nas lekceważąco, na zasadzie: - A, to są Polki, możemy z nimi wygrać ławką rezerwowych. Inne drużyny już wiedzą, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym przeciwnikiem, więc podejdą do spotkań z nami z zupełnie innym nastawieniem. Z drugiej strony my też jesteśmy bardziej dojrzałym zespołem. Będziemy walczyć, bo walka do ostatniej minuty to nasza naprawdę fajna cecha, którą w sobie wyrobiłyśmy przez ostatnie lata.

Jesteście zespołem dojrzalszym, ale czy przez kontuzje, jakie dotknęły podstawowe zawodniczki reprezentacji: Alinę Wojtas i Kingę Grzyb, nie jesteście jednocześnie zespołem słabszym niż w 2013 roku?

- Piłka ręczna to sport tak bardzo kontaktowy, że kontuzje zdarzają się bardzo często. W ostatnich eliminacjach zdarzało się, że również wypadały nam z drużyny czołowe zawodniczki i sobie radziłyśmy. Nie ma Ali, nie ma Kingi i tym razem również będziemy musiały sobie z tym poradzić. Oczywiście, rzutu Ali będzie nam pewnie brakowało, ale są inne dziewczyny, które mają przejąć tę rolę. A czy to się uda, okaże się w czasie turnieju. Będziemy robiły wszystko, żeby dziewczyny nabierały pewności i swobodnie oddawały rzuty z drugiej linii.

Naprawdę ciężko cokolwiek powiedzieć wcześniej - które miejsce by nas interesowało, czy zdołamy zajść wysoko, czy nie. Walczymy. Za nami pierwszy mecz towarzyski z Niemkami, mecz wygrany. Zobaczymy, jak pójdzie nam jutro z Czarnogórą (Polkom poszło równie dobrze, pokonały Czarnogórę 28:26 - przyp. red.). Turniej jest tak nieprzewidywalny, że ciężko cokolwiek teraz wyrokować.

"W ostatnich latach zespoły z trzeciego świata piłki ręcznej, takie jak np. Kuba, Australia, Argentyna, Angola, Kongo i wiele innych, zrobiły ogromny postęp w grze. Z przyczyn naturalnych zawodniczki z tych krajów posiadają niezwykłą motorykę i anatomię ciała, które predysponuje je do gry na bardzo wysokim poziomie"

Skoro już jesteśmy przy mistrzostwach, to zapytam o przeciwniczki. Po losowaniu, bliżej czy dalej rozpoczęcia turnieju, z waszego obozu płynęły różne opinie. W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że rywalki są trudne. Z kolei trener Kim Rasmussen stwierdził tuż po losowaniu, że było dobre i szczęśliwe.

- To tylko delikatne przekomarzanie się na papierze (śmiech). Mistrzostwa świata z pozoru wydają się trochę łatwiejszym turniejem niż np. mistrzostwa Europy, ale chcę zauważyć, że w ostatnich latach zespoły z "trzeciego świata" piłki ręcznej, takie jak np. Kuba, Australia, Argentyna, Angola, Kongo i wiele innych, zrobiły ogromny postęp w grze. Z przyczyn naturalnych zawodniczki z tych krajów posiadają niezwykłą motorykę i anatomię ciała, która predysponuje je do gry na bardzo wysokim poziomie. Może taktycznie nie są to jeszcze zespoły tak bardzo rozwinięte jak drużyny z Europy, ale powoli również w tym aspekcie dobijają do światowej czołówki.

Co do naszej grupy: w teorii rzeczywiście wydaje się, że Szwecja i Holandia powinny być dla nas najgroźniejszymi przeciwnikami. Tego też się spodziewamy. Znamy te zespoły bardzo dobrze - mają bardzo szeroki i wyrównany skład, wszystkie zawodniczki grają w czołowych europejskich klubach, zatem będzie trzeba z nimi stoczyć wielką walkę. Chiny, Angola i Kuba to reprezentacje, o których na ten moment trudno mi powiedzieć cokolwiek konkretnego.

Czyli rywalki nie były jeszcze rozpracowywane przez sztab aż tak dokładnie.

- Nie, absolutnie, na to przyjdzie jeszcze odpowiedni czas. Póki co trenujemy, przygotowując pewne elementy taktyczne, które pojawiają się pod kątem przeciwników, ale nie jest jasno powiedziane, że przygotowujemy coś przeciwko Szwecji, Holandii czy innemu zespołowi. To wszystko jeszcze przed nami, ale do każdego meczu będziemy podchodzić z taką samą motywacją i koncentracją, spodziewając się trudnych przepraw. Na pewno podejdziemy z respektem do każdego rywala.

Karolina Kudłacz-GlocŹródło: www.zprp.pl

Poruszyła Pani wątek stałego podnoszenia poziomu kobiecej piłki ręcznej i powolnego, ale sukcesywnego wyrównywania się stawki. Pani debiutowała w reprezentacji Polski w 2004 roku. Jak przez ten czas, czyli ponad dekadę, zmieniła się z kolei polska piłka ręczna w kobiecym wydaniu?

- Jeśli mowa o reprezentacji Polski, zmieniła się z pewnością ze względu na to, że trener jest ze Skandynawii i wprowadza swoją wizję piłkę ręcznej - wizję, która charakteryzuje się zupełnie czymś innymi niż wizja polska. My, jako zawodniczki, automatycznie przejmujemy wizję trenera, ponieważ tylko w taki sposób można odnieść sukces. Jeśli chodzi z kolei o polską piłkę ręczną w wydaniu ligowym, trudno mi ją ocenić, ponieważ nie gram tu od 10 lat. Nie mam kontaktu typowo fizycznego z naszą ekstraklasą, mogę jedynie stwierdzić pewne rzeczy na podstawie wideo, ale to nie będzie chyba zbyt obiektywne - gdy ogląda się to z boku, przyjmuje się zupełnie inną perspektywę niż na boisku.

Wracając jeszcze do reprezentacji, ona na pewno się zmieniła. Przecież my, zawodniczki, również się zmieniamy, dojrzewamy, gramy zupełnie inaczej. Dochodzą piłkarki młode, więc z roku na rok zmienia się również nasza rola w zespole. Wydaje mi się, że po wynikach, jakie kadra osiąga przez ostatnie lata, widać, że czynimy stale małe kroczki do przodu.

Znów nawiązała Pani do wątku, który z wielu względów warto poruszyć. Niemcy. Mieszka Pani i gra w tym kraju od 10 lat, ponadto obecnie pisze Pani pracę doktorską z psychologii na uniwersytecie w Lipsku. Często wspomina Pani o tym, że czuje się tam bardzo dobrze i że to Pani drugi dom - obywatelstwo niemieckie najlepiej o tym świadczy. To kwestia ludzi, miasta, kraju czy jeszcze czegoś innego?

- Zacznę od początków, bo one nie były łatwe. Odeszłam grać do Niemiec, mając w tym samym czasie bardzo różne propozycje, m.in. ze Skandynawii, a gra w Skandynawii zawsze była moim marzeniem. Podjęłam jednak bardziej racjonalną decyzję, związaną z tym, że będę mogła kontynuować studia, które zaczęłam na uniwersytecie w Gdańsku. Znałam język niemiecki, więc było to duże ułatwienie. Dodatkowo w pobliżu Lipska mieszkała, i mieszka nadal, moja siostra, która już wcześniej wyprowadziła się do Niemiec. Mogłam zatem liczyć na pewne wsparcie z jej strony. Niemniej przeprowadziłam się tam sama, nie znając nikogo. Znałam jedynie trenera, który wtedy - miałam przecież 19 lat - zastępował mi w pewnym sensie ojca. Początki były bardzo trudne. Wszędzie - czy to na uczelni, czy w drużynie, niemniej jednak zawsze cechowała mnie duża ambicja. Starałam się wtedy odsuwać to, co mi przeszkadzało lub sprawiało, że byłam smutna, stawiać przed sobą cele i do nich dążyć. Robię to przez całe życie.

"Niemcy są takim narodem, że aby obcokrajowiec zasłużył na ich szacunek, musi naprawdę wykonać podwójną pracę w porównaniu do pracy, którą powinien wykonać Niemiec. Udało mi się. Wiele osób podchodzi do mnie z respektem, ale ja też go czuję i oddaję im go z powrotem (...) Uszanowałam bardzo ich tradycję i kulturę, co nie znaczy, że zrezygnowałam ze swojej, ponieważ Polska jest i będzie zawsze moim ukochanym krajem"

Z roku na rok czułam się oczywiście dużo pewniej. Pracowałam ciężko na obecną pozycję i status, jeśli mogę tak mówić - nie mam oczywiście na myśli statusu gwiazdy, lecz po prostu osoby, którą wszyscy szanują, nawet Niemcy, co nie zdarza się aż tak często. Niemcy są takim narodem, że aby obcokrajowiec zasłużył na ich szacunek, musi naprawdę wykonać podwójną pracę w porównaniu do pracy, którą powinien wykonać Niemiec. Udało mi się. Wiele osób podchodzi do mnie z respektem, ale ja też go czuję i oddaję im go z powrotem. Działamy na fajnych falach, wedle zasady, że jeśli daję coś od siebie, oczekuję tego samego i odwrotnie - jeśli dostaję coś od nich, staram się oddać w zamian to samo. Wydaje mi się, że te lata gry i życia w Niemczech, dość owocne, pokazały, że warto współpracować czy funkcjonować w ten sposób. Uszanowałam bardzo ich tradycję i kulturę, co nie znaczy, że zrezygnowałam ze swojej, ponieważ Polska jest i będzie zawsze moim ukochanym krajem. Kiedy tylko mam trzy-cztery dni wolnego, przyjeżdżam do rodzinnego Gdańska, w którym mieszkają moi rodzice. Za każdym razem jest to dla mnie ogromne przeżycie.

Polska niezmiennie jest na pierwszym miejscu, ale w Niemczech skończyłam studia. Po dwunastu miesiącach wykonałam kolejny krok, ponieważ czegoś mi brakowało - wyzwań nie tylko sportowych, więc zaczęłam zajmować się pracą doktorską. Znajduje się w trakcie jej realizacji, na razie czuję się w Lipsku bardzo dobrze, co z kolei nie oznacza, że nigdy nie chciałabym spróbować czegoś innego. Akurat tak potoczyło się moje życie. Przez lata nauka zawsze była najważniejsza i trzymała mnie w Lipsku. Po jej zakończeniu nabawiłam się kontuzji, więc nie mogłam odejść. Potem byłam związana kontraktem, w którym wpisano konkretną sumę odstępnego i wszystko złożyło się na to, że aż do dziś gram w Lipsku. Co się wydarzy później, nie wiem. Na tym chyba zakończę, bo gadam i gadam (śmiech).

Piłka ręczna - Karolina Kudłacz-GlocŹródło: www.zprp.pl

W pracy doktorskiej realizuje Pani, cytuję, "program relaksacyjny z wykorzystaniem elementów jogi". Badania prowadzone są na grupie profesjonalnych sportowców. Na czym dokładnie polega Pani praca naukowa?

- Jest to program relaksacyjny, który został rozwinięty i w ogóle wprowadzony na uniwersytecie w Lipsku. Chodzi w nim o relaksację z wykorzystaniem elementów jogi. Mam już komplet gotowych badań, które prowadziłam na moim zespole piłkarek ręcznych. Po tym, oczywiście, trzeba było co roku dołożyć badania kontrolne. Teraz, mając wszystkie wyniki, praktycznie muszę "tylko" pisać - "tylko" w cudzysłowie, co nie jest łatwe, gdy trenuje się dwa razy dziennie, jeździ na mecze i zgrupowania. Początek pisania mam za sobą. Teraz pozostaje nadzieja, że od nowego roku wezmę się za to tak porządnie, żeby praca zmierzała ku końcowi.

Wykorzystuje Pani elementy znajdujące się w badaniach także w swoim życiu i treningu?

- Tak i nie. Kiedy zaczynałam studia z psychologii, wszyscy mówili, że wiem "co i jak" wykorzystywać w praktyce, ale powiedziałabym, że bardziej mi przeszkadzała. To może brzmieć dziwnie, ale znałam zbyt dużo zachowań, reakcji - mam taki dar, że widziałam je przede wszystkim obiektywnie u siebie samej i wiedziałam, jaki będzie kolejny etap tych zachowań, jak się rozwiną i na czym skończą. Dzięki doświadczeniom po paru latach potrafiłam sobie z tym lepiej poradzić, ale to nie do końca jest takie proste, jak może wydawać się w teorii. Do dzisiaj, będąc doświadczoną przecież zawodniczką, zdarzają się sytuacje, w których powinnam być dużo bardziej zrelaksowana niż jestem.

Pani doktorat jest związany stricte z psychologią sportu.

- Tak, ale ten program relaksacyjny można prowadzić w różnych grupach - był on rozwijany na nauczycielach, czyli na grupie narażonej na stres dużo bardziej niż wiele innych grup zawodowych. My zrobiliśmy to na sportowcach, ponieważ przeżywany przez nich stres jest z pewnością większy niż u nauczycieli, a jednocześnie nieco innego rodzaju.

Jeżeli po uzyskaniu tytułu doktorskiego pojawiłaby się oferta, by zostać na uczelni w Lipsku, tyle że już w kadrze akademickiej, widziałaby się Pani w tej roli?

- Nie wiem, ale chyba nie jestem teoretykiem, bardziej praktykiem. Na razie jestem związana z piłką ręczną, kocham ją i całe moje życie poświęcone jest szczypiorniakowi, więc pewną wiedzę, zarówno w kwestii taktyki czy teorii, już mam. Gdyby powiązać ją z psychologią i z pracą trenera, na pewno kręciłoby mnie to bardziej niż czysta praca akademicka. Wtedy elementy psychologii starałbym się na pewno wykorzystać w pracy.

Wróćmy jeszcze do tematu mistrzostw świata, które po raz pierwszy odbędą się według nowych przepisów gry. Zmieniły się zasady dotyczące m.in. systemu kar oraz gry pasywnej. Ta druga kwestia wydaje się szczególnie istotna, bo do tej pory decyzja leżała wyłącznie w gestii sędziów. Teraz są odgórnie ustalone zasady.

- Zmiany w systemie kar to rzeczywiście raczej sprawa pomagająca głównie sędziom. Natomiast zmiana zasad dotyczących gry pasywnej to świetna sprawa, ponieważ nie będzie to już uzależnione, tak jak do tej pory, od arbitrów, tylko z góry każdy będzie wiedział, że może wykonać tyle samo podań (maksymalnie sześć po sygnalizacji gry pasywnej - przyp. red.). Wcześniej była to bardzo drażniąca kwestia, która powodowała mnóstwo niejasnych sytuacji.

Czego można życzyć Pani oraz całej reprezentacji w czasie tych mistrzostw?

- Nie wiem, czy przebicia piłki, czy złamania bramki (śmiech). Po prostu trzymajcie kciuki, kibicujcie nam, a my zrobimy wszystko, żeby zajść jak najdalej. Mogę obiecać, że w każdym meczu będziemy walczyć do ostatniej minuty.

--------------------

CZYTAJ TEŻ:

MŚ w piłce ręcznej kobiet 2015. Nowe zasady, nowa piłka i nowe nadzieje Polek

Daj nam znać, czy artykuł Ci się spodobał
0
Jeśli tak, pokaż go swoim znajomym!

tagi: piłka ręczna karolina kudłacz-gloc mistrzostwa świata w piłce ręcznej kobiet 2015 hc lipsk kim rasmussen
WRÓĆ