Michael Jordan biegania. Być jak Meb, czyli trening biegowy Meba Keflezighi

+3
2016-12-29

Meb Keflezighi nie jest znany szerokiej publiczności w Polsce. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych to Michael Jordan biegania. Facet, który udowodnił, że wiek to tylko liczba, a rzeczy niemożliwe można dokonywać nawet z czterema krzyżykami na karku. Ale po kolei.

Mebrahtom „Meb” Keflezighi ma świetne geny do biegania, pochodzi z Erytrei. O ile urodzenie na Wyżynie Abisyńskiej predestynuje do uprawiania biegów długodystansowych, niestety nie zapewnia spokoju w szlifowaniu tego talentu. Jego ojczyzna pochłonięta był krwawym konfliktem z Etiopią. W wieku 12 lat, razem z dziesięciorgiem rodzeństwa, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Tutaj, a dokładnie w San Diego, odkrył dryg do sportu.

Mama na pierwszym miejscu stawiała naukę. Ale przy okazji zaczął odnosić pierwsze sukcesy w rozgrywkach szkolnych, a potem krajowych zawodach. Kiedy w 1998 roku uzyskał obywatelstwo USA, mógł reprezentować barwy drugiej ojczyzny na arenie międzynarodowej. Już dwa lata później wystartował na igrzyskach w Sydney. W biegu na 10 000 m zajął 12. miejsce. Tym samym po raz kolejny spełnił się amerykański sen, a jego historia mogłaby stać się scenariuszem filmu.

NOWE WYZWANIA

Największy triumf święcił w 2004 roku, kiedy zdobył srebrny medal igrzysk olimpijskich w Atenach. Potem stawał na podium wielkich maratonów komercyjnych. Co prawda nie zakwalifikował się na igrzyska w 2008 roku, ale odkuł się, wygrywając w następnym roku maraton nowojorski i ustanawiając tam nową życiówkę (2:09:15). Lata jednak leciały. Firma Nike zdecydowała się nie przedłużać kontraktu sponsorskiego w 2011 roku. W starzejącego się maratończyka postanowił wtedy zainwestować Skechers, co potem okazało się strzałem w dziesiątkę, bo o jego sukcesie rozpisywały się media na całym świecie. W 2014 roku przyszli inni mecenasi.

Jego największym marzeniem było zwycięstwo w maratonie w Bostonie. Najlepsze miejsce, jakie w nim osiągnął, to najniższy stopień podium w 2006 roku. Po zamachu terrorystycznym dokonanym na mecie tego biegu w 2013 roku postanowił, że w przyszłym roku pojawi się na trasie tych zawodów. Z powodu kontuzji imprezę śledził z trybun i opuścił je zaledwie kilka chwil przed wybuchem.

Żeby poradzić sobie z emocjami towarzyszącymi tragicznym wydarzeniom, postawił sobie trzy cele na nadchodzący rok: być zdrowym, pobić życiówkę i wygrać maraton w Bostonie

UPÓR, KONSEKWENCJA, SUKCES

Jak sobie założył, tak zrobił. Pojawił się zdeterminowany na starcie w 2014 roku. Z tyłu numeru startowego wypisał nazwiska osób, które zginęły rok wcześniej. W czasie biegu powtarzał mantrę "Boston strong, Meb strong".

Miał czternasty wynik ze stawki. Wśród konkurentów Dennis Kimetto, który pół roku później ustanowi rekord świata w Berlinie, czy Lelisa Desisa – zwycięzca maratonu w Bostonie w 2013 roku z życiówką 2:04:45. To oni mieli grać pierwsze skrzypce, Meb miał być postacią drugoplanową.

Tymczasem Keflezighi z żelazną konsekwencją realizował swoją taktykę, żeby pobiec poniżej 2:09. I kiedy najszybsi stracili siły po zbyt szybkiej pierwszej połowie, on zgarnął całą pulę. Wygrał z czasem 2:08:37 – pobił swoją życiówkę. Triumfował jako pierwszy Amerykanin od 1983 roku i najstarszy zwycięzca od 1930 roku – w chwili przecięcia wstęgi na mecie miał 39 lat. Został też jedynym maratończykiem, któremu udało się wygrać maraton w Bostonie, Nowym Jorku i zdobyć medal olimpijski.


Po tym sukcesie podzielił się z mediami na całym świecie swoim programem treningowym, który pozwolił mu pozostać w formie pomimo upływu lat i utrzeć nosa młodszym kolegom.

KLUCZ SUKCESU

Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do trenowania w 7-dniowym cyklu. Większość z nas pracuje od weekendu do weekendu i tak budowane są dostępne plany treningowe. Przykład Meba pokazuje, że czasami warto wyjść z tego schematu. W czasie przygotowań do Bostonu stosował 9-dniowy cykl treningowy. Dzięki temu zmieścił w nim wszystkie treningi jakościowe i odpowiednio się po nich regenerował.

W każdym cyklu znajdowały się po jednym treningu: wybiegań, interwałów, tempówek. Po nich robił przynajmniej jeden dzień przerwy z lekkim treningiem regeneracyjnym. Łącznie wychodziło około 240 km wybieganych w jednym cyklu. Sam zaznacza, że to mniej, niż kiedy był w szczytowej formie podczas przygotowań do igrzysk w Atenach, ale teraz większy nacisk kładł na trening uzupełniający.

Czasami trenował dwa razy dziennie, ale kiedy czuł, że to nie jego dzień, odpuszczał dodatkową sesję lub zamieniał ją na zajęcia na eliptyku – nadal wykonywał robotę biegową, ale zmniejszał obciążenia stawów.

DŁUGO I SZYBKO

Solą przygotowań do maratonu są długie wybiegania. Meb biegał dużo – jego długie treningi liczyły od 38 do 45 km – i szybko. Dodawał do wybiegań odcinki wykonane w mocniejszym tempie. W czasie treningu robił na przykład 8 przyśpieszeń: 3 minuty w mocnym tempie – 3 minuty wolno.

Do tego dochodziły długie tempówki w tempie startowym lub interwały, np. 3 x 5 km w tempie na półmaraton z 4 minutami przerwy na regenerację. Wszystkie treningi wykonywał w warunkach bojowych biegacza ulicznego, czyli na asfalcie.

Stałym elementem niemal każdego treningu były przebieżki, czyli przyspieszenia na dystansie od 100 do 150 m na prawie maksymalnej szybkości. Robił je według samopoczucia. Jeżeli miał dzień konia, udało się zaliczyć nawet 7 takich przyśpieszeń. Kiedy czuł się gorzej, kończył na trzech. Do tego dochodziły skipy, którymi cały czas szlifował technikę biegu. Poświęcał na nie przynajmniej 10 minut dziennie.

WAŻNE DODATKI

Codziennością stały się też ćwiczenia wzmacniające. Nie kombinował, robił standardowe deski w różnych wariantach, pompki czy ćwiczenia z wykorzystaniem piłki lekarskiej. Kluczem była tutaj regularność i konsekwencja. Spędzał na nich 10-20 minut dziennie. Dbał też o elastyczność mięśni, robiąc ćwiczenia rozciągające przed i po swoich biegach.

Kiedy nie biegał, regenerował się w ruchu na eliptyku. Korzystał z urządzenia ElliptiGO – producent tego wynalazku stał się jego sponsorem. Pozwala ono wyjść z eliptykiem na świeże powietrze i poruszać się na nim jak na rowerze. Meb zwracał uwagę, żeby trening uzupełniający był wykonywany w regeneracyjnej strefie wysiłku.

Kontrolował też, czy trening przynosi właściwe efekty. W ramach startu próbnego wziął udział w półmaratonie w Houston, który pokonał w 1:01:23. Dało mu to zastrzyk pewności siebie przed główną imprezą.

Relacje z przygotowań i treningów Meba możesz obejrzeć na jego kanale na YouTube:

BYE-BYE EMERYTURO

Bardzo ważną rolę w przygotowaniach odgrywała dieta. Meb zadaje kłam przeświadczeniu: „Dużo biegam, mogę jeść na co mam ochotę”. Nie liczą się puste kalorie. Stawiał na pełnowartościowe jedzenie – nie dlatego, że je lubił, a dlatego, że potrzebował tego do efektywnego treningu. Jadł często i małe posiłki. Trzymał się prostych zasad, np. żeby jeść 5 porcji warzyw i owoców w ciągu dnia i jeden posiłek bogaty w białko – zwłaszcza po mocnym treningu.

Do tego doszła z żelazną konsekwencją realizowana taktyka. Postawił sobie za cel bieg poniżej 2:09 i tego się trzymał. Nie dał się porwać grupie harpaganów, która podkręcała od startu tempo. Wiedział, na ile go stać i szedł po to. Taka strategia zapewniła mu sukces.

Dzięki zmianom w treningu zapewnił sobie odroczenie emerytury. W 2016 roku zajął 2. miejsce w amerykańskich kwalifikacjach na igrzyska olimpijskie w Rio, zaliczając tym samym czwarty finał olimpijski – co tylko dowodzi, że jego podejście do budowania formy zapewnia długowieczność. Jako 41-latek został najstarszym maratończykiem, który wystartował na ostatnich igrzyskach.

Daj nam znać, czy artykuł Ci się spodobał
+3
Jeśli tak, pokaż go swoim znajomym!

tagi: Mebrahtom Keflezighi być jak Meb treningi biegowe Maraton Bostoński
WRÓĆ

SPRAWDŹ W NASZYM SKLEPIE