Czy mamy szanse w walce z dużymi sklepami sieciowymi?

+11
2017-01-27

Czy biznesowa rywalizacja z największymi firmami ze świata sportu, które dysponują wielkimi budżetami, umowami sponsorskimi z gwiazdami sportu, sztabem specjalistów i najnowocześniejszymi technologiami, jest nam w ogóle potrzebna?

Coraz częściej odnoszę wrażenie, że światem rządzą korporacje. Siatka ich wzajemnych powiązań – współpraca z największymi instytucjami, np. FIFA czy UEFA, organizatorami największych turniejów na świecie, zaprezentowana przez najlepszych sportowców, aktorów i celebrytów, którzy doskonale wykorzystują nowe narzędzia społecznościowe – sprawia, że u każdego z nas rodzi się chęć posiadania danego produktu. Dołóżmy do tego profesjonalne systemy logistyczne, wyszkolone sztaby ludzi, ogromne budżety, a także zaawansowane technologie marketingu internetowego, które – rejestrując każdy nasz ruch – są w stanie celnie zaprezentować swoje reklamy.

Przykład? Jedna z kampanii Red Bulla polegała na wykorzystaniu nawigacji i sprawdzeniu, kiedy ktoś wyjeżdża w daleką podróż. Po to, by po 250 km, gdy kierowca jest zmęczony, planuje postój lub tankowanie, zaprezentować mu swoją reklamę. Celnie, prawda?

Wyobraźmy sobie, że bierzemy udział w maratonie. Na starcie, z przodu stawki, ustawiają się najlepsi w branży: adidas, Nike, Under Armour, Puma i tak dalej. To nasi partnerzy, gramy w jednej drużynie. Jednak tuż za nimi stoją nasi konkurenci: Decathlon, GO Sport, Intersport, Martes Sport. To zawodowcy. Czy stać nas, by rywalizować z nimi na równym poziomie? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Są jednak przykłady, które pokazują, że można. Nawet z największymi.

Jednym z żywych przykładów jest firma 4F, która potrafi konkurować w Polsce, a podejrzewam, że również w wielu innych krajach, z najlepszymi. Można to zrobić? Tak, pod warunkiem, że czujesz się na siłach, jesteś zdeterminowany i wytrwały – jak mówi sam prezes OTCF Igor Kleja.

Każdy, kto czuje się na siłach, może spróbować walczyć, ale droga do sukcesu, tak jak w sporcie, nie będzie łatwa. To trening, ciężka praca, udoskonalanie swoich umiejętności, rozwój, wyrzeczenia, a najczęściej także problemy i potknięcia. Potrzeba więc do tego wiele siły, konsekwencji i wiary.

Czy to jedyne rozwiązanie? Czy ten, kto nie podejmie rękawicy, odpada? Absolutnie nie.

Wróćmy do maratonu. Obok zawodowców, w każdym startują również zagorzali amatorzy, pasjonaci sportu, którzy nie potrzebują zwycięstw, a wystarczającą nagrodą jest dla nich samo uczestnictwo i regularne kończenie kolejnych zawodów. To samo miejsce – nieco z tyłu stawki, tuż za wielkimi – możemy zająć w naszym sportowym świecie biznesu. Z nikim nie musimy się ścigać. Po prostu róbmy swoje. Jak?

Znajdźmy swoje miejsce. Tam, gdzie najbliżej do naszej sportowej pasji i gdzie prowadzi nas serce. Właśnie tam jesteśmy w stanie w pełni się temu poświęcić, zadbać o każdego klienta, doradzić, wykorzystując swoje wieloletnie doświadczenie, zbudować legendę tego miejsca i wykorzystać niekiedy długą historię firmy.

Często o tym zapominamy, ponieważ nasza głowa natychmiast przyjmuje postawę obronną. Chce walczyć, rywalizować lub odwrotnie – uciekać i zamykać swoje sklepy. Przecież można szczerze przyznać: tak, są lepsi, ale ja robię swoje, na nikogo się nie oglądając. Mam wrażenie, że myśląc w ten sposób, każdy jest w stanie zbudować coś wielkiego. Nie pod kątem wielkości zysków czy obrotów, ale w kategoriach prestiżu, marki i uznania klientów.

Oczywiście nie można zapomnieć o treningu. Nawet jeśli naszym celem w maratonie jest dobiegnięcie do mety, musimy porządnie trenować. Kto tego nie robi, słabnie po kilku kilometrach. W jaki sposób „trenować” w biznesie?

Obserwować nowe trendy, sprawdzać, co się dzieje na rynku, zdobywać nową wiedzę i umiejętności, korzystać z dostępnych narzędzi marketingowych, mediów społecznościowych i wykorzystywać potencjał Internetu. Dbać o swoją markę i ją rozwijać, a przede wszystkim – pokazywać nieudawaną pasję do sportu. Pasję, którą nie zawsze widać w wielkich sieciowych sklepach, gdzie mamy okularki pływackie za 2,99, tysiące produktów i szereg dodatkowych usług, ale rzadko kiedy prawdziwy entuzjazm do sportu. Dlaczego? Bo firmy te, jak wszystkie korporacje, nastawione są na maksymalizację zysków i optymalizację kosztów. A reklamy o miłości do sportu mają budować w świadomości ludzi odpowiedni wizerunek. Gdy odbiorca nie ma porównania, nie widzi miejsca, w którym ta pasja jest prawdziwa, zaczyna w ten przekaz wierzyć.

Prowadzenie własnego biznesu wymaga sił do treningu, motywacji do działania i mnóstwa wytrwałości. W połączeniu z odpowiednim planem na długi dystans jest receptą na sukces – dokładnie tak samo, jak w maratonie.

Jak wykorzystywać różne instrumenty w działalności małej i średniej firmy? Zostańcie z nami. Niebawem na łamach bloga zaprezentujemy wam pierwsze wskazówki.

Daj nam znać, czy artykuł Ci się spodobał
+11
Jeśli tak, pokaż go swoim znajomym!

tagi: sport i biznes prowadzenie firmy marka marketing sieciówki
WRÓĆ