Każdy szanujący się fan koszykówki, a nawet ogólnie sportu, na wylot zna biografię Michaela Jordana, według powszechnie panującej opinii, najlepszego koszykarza w dziejach. Dlatego temat wydaje się być już wyczerpany, a powielanie dzieł opartych o życie „Jego Powietrzności” zwyczajnym skokiem na kasę, albo próbą autopromocji kolejnych autorów. Inaczej jest jednak, kiedy słyszymy, że na tapetę Jordana bierze ktoś tak utytułowany i uznany w świecie filmu jak Will Smith. A jeszcze mocniej uszy nastawiamy po zapewnieniach Smitha, że jego najnowsza produkcja ma opowiadać o karierze Michaela nie w NBA, ale w… MLB.
Światło dzienne ujrzeć mają dzięki temu filmowi wątki dotychczas nieznane szerszej publiczności. Bo o tym, że Jordan wybitnym koszykarzem był wie każdy. O tym, jak usiłował grać w baseball, z pewnością też większość słyszała, ale kulis długo nie odkrywano. W październiku 1993 roku MJ wywołał niemałą burzę. Oto będący u szczytu kariery, raptem jako 30-letni zawodnik zakończył swoją przygodę z basketem i to zaledwie cztery miesiące po tym, jak po raz trzeci z rzędu sięgnął po mistrzostwo NBA wraz ze swoimi Chicago Bulls,.
Jednak po drodze między tymi dwoma wydarzeniami doszło do tragedii w życiu Michaela. W lipcu 1993 roku zamordowany został jego ojciec James, który od zawsze marzył, aby jego syn został gwiazdą MLB. Znany z wielkiej, a momentami nawet nadmiernej ambicji Jordan junior postanowił spełnić marzenia ojca i Bulls zamienił na White Sox. Co ciekawe, na standardy najlepszej baseballowej ligi świata okazał się zbyt słaby i swoją „karierę” spędził w filialnym klubie Birmingham Baraons, grającym w rozgrywkach o dwie klasy niżej. Furory Jordan w baseballu nie zrobił i po dwóch latach przerwy wrócił tam gdzie jego miejsce, czyli na koszykarskie parkiety. Wrócił i po chwili sięgnął z Bulls po swój drugi mistrzowski „three-peat”. To właśnie między (a często nad) obręczami zawsze wiodło mu się zdecydowanie najlepiej, a sześć pierścieni na jego palcach i cały wór statuetek to najlepszy tego dowód.
Film Willa Smitha, ma nosić tytuł „Prospekt”, a autorem scenariusza jest Ben Epstein. Jeszcze nie podano daty premiery, ale wiadomo, że film obejmować będzie także wiele wątków pozasportowych. Zapowiada się ciekawie, więc chyba wszyscy zacieramy ręce, prawda?