W Wielki Piątek Coventry City „przypieczętowało” swój spadek do League Two, czyli czwartej klasy rozgrywkowej w Anglii. Na takie rozwiązanie kibice i piłkarze byli już od jakiegoś czasu przygotowani – „Błękitni” okupowali strefę spadkową League One i wraz z powiększającym się dystansem do bezpiecznego miejsca nadzieje na utrzymanie stale malały. Po zremisowanym 1:1 meczu z Charlton Athletic zniknęły też matematyczne szanse, co oznacza, że Coventry City zagra w czwartej klasie rozgrywkowej w Anglii po raz pierwszy od 58 lat. Głośniej o klubie zrobiło się jednak z powodu protestu kibiców, którzy mają dość rządów obecnego właściciela. I to jego obwiniają za pasmo niepowodzeń w ostatnich latach.
Kibice Coventry City podeszli do tematu porządniej niż fan FC Barcelona, który swego czasu wyrzucił na murawę Camp Nou świński łeb, gdy do stolicy Katalonii po transferze do Realu Madryt powrócił Luis Figo. W ramach zorganizowanej akcji spotkanie przeciwko Charltonowi rozpoczęło się z blisko dziesięciominutowym opóźnieniem. Powód? Setki latających świń z plastiku, które zalały boisko. Gdy stewardzi i chłopcy podający piłki uprzątnęli murawę, plastikowe świnie ponownie dostały skrzydeł. Potrzeba było więc kolejnej przerwy, by boisko nadawało się do gry. Kibice Coventry City chcieli w ten sposób pokazać swój sprzeciw wobec polityki prowadzenia klubu przez Tima Fishera.
Jeszcze w marcu doszło do spotkania między fanami a właścicielem, które standardami odbiegało – delikatnie mówiąc – od herbatki u królowej. Kibice w mocnych słowach przekazali Fisherowi, co sądzą o postępującej mizerii w swoim ukochanym zespole. Jeszcze w 2001 roku Coventry City występowało w Premier League i rywalizowało na co dzień z takimi drużynami, jak Manchester United, Chelsea, Arsenal czy Liverpool. Od tamtej pory wiele się jednak zmieniło – wyłącznie na gorsze. Zamiast wizyt na Old Trafford i Anfield, Coventry mierzy się z ekipami – niczego im nie umniejszając – pokroju Bury, Port Vale czy Swindon. W przyszłym sezonie będzie jeszcze weselej. Innymi słowy, klub ze środkowej Anglii zaliczył spektakularny zjazd.
Z roku na rok jego poziom sportowy i finansowy się obniża, a widmo bankructwa zagląda coraz głębiej w oczy. Fisher od dłuższego czasu mami fanów rzekomymi inwestorami i obietnicami, że Coventry City lada dzień wyjdzie na prostą, ale nadziei na lepsze jutro jak nie było, tak nie ma. Oliwy do ognia dolewa sam właściciel, który zdążył już odpowiedzieć na wcześniejsze protesty kibiców niezbyt dyplomatycznymi słowami. – Chcecie mówić mi, jak mam wydawać swoje pieniądze? W porządku, bardzo chętnie powiem wam, jak macie wydawać swoje – ironizował Fisher.
Kibicom Coventry pozostają więc różne formy protestu. W piątek pokazali, że pomysłowości, w przeciwieństwie do piłkarzy oraz prezesa – im nie brakuje. Pozostaje im czekać na lepsze czasy i zerkać z nadzieją w kierunku… Premier League. Przykład AFC Bournemouth udowadnia, że przy odrobinie szczęścia i wytężonej pracy, droga na szczyt może być krótsza niż do upadku.