Niewiarygodna wygrana New England Patriots w 51. finale Super Bowl jest doskonałą okazją, by przypomnieć najbardziej spektakularne comebacki w historii sportu.
51. finał Super Bowl rozegrał się według scenariusza, któremu znacznie bliżej do hollywoodzkiej produkcji niż do rzeczywistości. Jeszcze 18 minut przed końcem meczu New England Patriots przegrywali 3:28 z Atlanta Falcons. Niewiarygodna pogoń za rywalem, zakończona zwycięstwem w pierwszej w historii finałów NFL dogrywce, sprawiła, że ten mecz będzie pamiętany i przypominany przez długie lata.
Wygrana „Patriotów” w nieprawdopodobnym stylu jest doskonałą okazją, by przypomnieć najbardziej spektakularne comebacki w historii sportu.
FINAŁY NBA 2016
Podobnych przykładów do tegorocznego finału Super Bowl nie trzeba szukać daleko. I nie trzeba grzebać w głębokiej przeszłości. Ubiegłoroczny finał NBA przeszedł do historii z wielu powodów. Fantastyczny powrót Cleveland Cavaliers z zaświatów, kiedy przegrywali już w finałowej rywalizacji do czterech zwycięstw 1-3, by ostatecznie pokonać 4-3 broniących tytułu Golden State Warriors, zapewnił klubowi pierwsze w historii mistrzostwo NBA.
„Kawalerzyści” stali się jednocześnie jedyną ekipą w dziejach ligi, która potrafiła odwrócić losy finałowej rywalizacji od stanu 1-3. Przy okazji przerwali trwającą aż 42 lata sportową suszę w Cleveland. Ostatnim zespołem z tego miasta, który zdobył mistrzowski tytuł w którejś z zawodowych lig za oceanem, byli Cleveland Browns z tytułem NFL z 1964 roku. Żadne amerykańskie miasto nie czekało na fetę tak długo.
„FOOTBALL, BLOODY HELL”
Zanim Liverpool odrobił trzybramkową stratę w finale Ligi Mistrzów, miano najbardziej spektakularnego wyczynu w historii Ligi Mistrzów należało do innego angielskiego zespołu. W finale na Camp Nou w Barcelonie Manchester United przegrywał do 90. minuty 0:1 z Bayernem Monachium. Bawarczycy obijali słupek i poprzeczkę, cudów w bramce „Czerwonych Diabłów” dokonywał Peter Schmeichel i niewiele wskazywało na to, że jego zespół będzie w stanie odmienić losy rywalizacji. Przyszedł jednak „Fergie Time”.
Na zegarze wybiła 90. minuta spotkania i zaczęły dziać się cuda. Najpierw do wyrównania doprowadził wprowadzony z ławki Teddy Sheringham, a gdy wszyscy szykowali się do dogrywki, wyczyn Anglika powtórzył inny rezerwowy – Ole Gunnar Solskjaer. Lothar Matthäus patrzył z niedowierzaniem, Sami Kuffour walił pięściami w ziemię, a sędziujący tamten mecz Pierluigi Collina musiał prosić piłkarzy Bayernu, by podnieśli się z murawy, bo do końca zostało jeszcze kilkadziesiąt sekund. – Futbol, cholera jasna – skwitował wydarzenia w Barcelonie trener Manchesteru United, Sir Alex Ferguson.
RUMBLE IN THE JUNGLE
Jedna z najbardziej znanych walk w historii boksu. Dyktator Zairu Mobutu Sese Seko zapłacił po pięć milionów dolarów Muhammadowi Alemu i George’owi Foremanowi, by w 1974 roku w Kinszasie zmierzyli się w piętnastorundowym pojedynku o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Ali chciał odzyskać tytuł, który zdobył w 1964 roku po pokonaniu Sonny’ego Listona i który zabrano mu trzy lata później za bunt przeciwko wcieleniu go do amerykańskiej armii walczącej w Wietnamie. Nikt jednak nie stawiał na niego. Foreman był absolutnym hegemonem wagi ciężkiej. Sposób, w jaki kończył swoje walki, przemawiał do wyobraźni równie mocno jak siła jego prawej ręki. Spośród czterdziestu rywali znokautował trzydziestu siedmiu, a osiem walk poprzedzających starcie z Alim kończył w pierwszej lub drugiej rundzie. Prognozy dziennikarzy były bezlitosne dla Alego: zostanie powalony na deski i skończy karierę.
Tymczasem pretendent wygrał niespodziewanie pierwszą rundę i… przykleił się do lin. – Uznałem, że podłoga jest za miękka, za wolna. Nie dałbym rady tańczyć całą noc, nogi odmówiłyby mi posłuszeństwa – stwierdził potem Ali. – Wykombinowałem więc, że dam radę opierać się George’owi na linach na początku walki, kiedy będzie świeży, a gdyby walił za mocno, po prostu znów zacznę tańczyć. Na początku drugiej rundy dałem więc mu to, czego w swoim mniemaniu chciał.
Foremanowi zdarzało się trafić kilka razy rywala, ale jego strategia okazała się chybiona. Mistrz świata wciąż atakował, ale z każdą kolejną rundą narastało zmęczenie. Dodatkowo nie dbał o obronę. Ganiał przeciwnika po ringu z opuszczonymi rękami, jakby zapominając o potencjale byłego czempiona. Po jednym z nietrafionych ciosów Ali wyprowadził zabójczą kontrę, uderzając celnie Foremana w sam czubek głowy i posyłając go na deski, z których broniący tytułu bokser i wielki faworyt nie potrafił się już podnieść. W ósmej rundzie sensacja stała się faktem – Ali odzyskał tytuł mistrza świata po siedmiu latach od odebrania mu pasa.
CUD W BERNIE
W finale mistrzostw świata w 1954 roku zmierzyły się reprezentacje Węgier i RFN. Murowanym faworytem do złota byli Madziarzy. Reprezentacja Węgier, nazywana „złotą jedenastką”, przez ponad cztery lata nie przegrała 32 kolejnych meczów (z których wygrała aż 28). Miała na koncie mistrzostwo olimpijskie (Helsinki 1952), nosiła miano pierwszego zespołu spoza Wysp Brytyjskich, który pokonał na Wembley reprezentację Anglii (6:3), a chwilę przed mundialem w Szwajcarii dorzuciła rekordową wygraną 7:1 z Anglikami w Budapeszcie, co do dziś pozostaje najwyższą porażką w historii reprezentacji „Synów Albionu”. Z kolei sam awans RFN do finału określano jako sensację.
Mecz o złoty medal od początku przebiegał według przewidywanego scenariusza. Węgrzy już po ośmiu minutach prowadzili 2:0. Niemcy szybko wyprowadzili jednak dwa kontrujące ciosy i po kolejnych dziesięciu minutach doprowadzili do remisu 2:2. Na ich korzyść działała… pogoda. Tego dnia padał rzęsisty deszcz, a Niemcy – w przeciwieństwie do Węgrów – posiadali nowatorskie w tamtych czasach buty z wkręcanymi kołkami, które przygotował dla nich adidas. Na grząskim boisku czuli się więc znacznie pewniej.
Stempel na sensacyjnym rozstrzygnięciu postawił w 84. minucie Helmut Rahn. Jego bramka pozwoliła RFN zdobyć pierwszy w swojej historii tytuł piłkarskich mistrzów świata i zakończyła fenomenalną passę Węgier. Mecz ten potocznie określany jest jako „cud w Bernie”.
TAYLOR VS DAVIS
Steve Davis był numerem jeden na świecie przez dwa lata prowadzące do finału mistrzostw świata w snookerze w 1985 roku. Wszyscy, nie wyłączając Davisa, spodziewali się łatwego zwycięstwa nad Dennisem Taylorem – zwłaszcza gdy Anglik wyszedł szybko na prowadzenie 8:0. Taylor zanotował jednak niesamowity comeback, doprowadzając do remisu 17:17, by chwilę po północy zwyciężyć 18:17 na oczach blisko 19 mln telewidzów, którzy oglądali transmisję z tamtego pojedynku.
FINAŁ LIGI MISTRZÓW 2005
Noc, której nie zapomni żaden kibic Liverpoolu, a pewnie też wielu polskich kibiców piłki nożnej. Finał Ligi Mistrzów w Stambule, który po 45 minutach jawił się Rafie Benitezowi i jego piłkarzom jako koszmarna lekcja futbolu od AC Milan. Dwa gole Hernana Crespo, jedno trafienie Paolo Maldiniego. 0:3 do przerwy. Nawet najwięksi optymiści musieli przyznać, że po zmianie stron „The Reds” muszą po prostu powalczyć o zachowanie twarzy.
Tymczasem Liverpool w ciągu sześciu minut doprowadził do remisu i dogrywki. Zanim doszło do konkursu rzutów karnych, cudu w bramce dokonał Jerzy Dudek, broniąc w nieznany – nawet dla siebie – sposób strzał Andrieja Szewczenki. A potem kontynuował wielkie rzeczy, tańcząc podczas konkursu jedenastek, który Liverpool wygrał z AC Milan 3:2.