Pierwsze sportowe kroki stawiał w Gwardii Wrocław. Tam, pod okiem Leszka Strasburgera i Zygmunta Gosiewskiego, nauczył się bokserskiego abecadła i przywoził medale mistrzostw Polski juniorów, seniorów oraz trofea z międzynarodowych imprez. Na zawodowstwo przeszedł w 1998 roku. Pięć lat później stoczył walkę o tytuł mistrza świata WBO z Arturem Grigorianem, która zakończyła się skandalicznym i szeroko komentowanym w świecie boksu werdyktem sędziów - przegraną na punkty. Nigdy nie doszło do rewanżu, jednak już kilkanaście miesięcy później, w kwietniu 2004 roku, stoczył zwycięskie starcie o mistrzostwo świata federacji WBF.
Obecnie prowadzi w pojedynkę Zegan Boxing Club i marzy o tym, by wyszkolić przyszłego mistrza świata. Z kim toczy ostatnio walkę o zdrowie? Czym różni się dzisiejsza młodzież od jego pokolenia? I dlaczego polskie pięściarstwo znajduje się w kryzysie? O tym wszystkim i o wielu innych sprawach porozmawialiśmy z byłym mistrzem świata federacji WBF w boksie zawodowym, Maciejem Zeganem.
Jak ocenia Pan dobiegający powoli końca rok 2015? Jakie cele - czy to na płaszczyźnie prywatnej czy zawodowej - udało się zrealizować, a jakie wciąż czekają w kolejce lub zostały zaniechane?
MACIEJ ZEGAN: - Żeby móc realizować jakiekolwiek plany, zawsze trzeba stawiać przed sobą konkretne cele. Obecnie zajmuje mnie - tak dzieje się zresztą od dłuższego czasu - przede wszystkim klub bokserski, w którym jestem trenerem (Zegan Boxing Club - przyp. red.). Mam nadzieję, że w niedługim czasie wyszkolę przyszłego mistrza Polski, a może nawet mistrza świata. Każdy sukces podopiecznego byłby dla mnie wielką radością. Mam pod swoimi skrzydłami kilku utalentowanych chłopaków, ale żyjemy w trochę innych czasach. Młodzież jest nieco inna. To pokolenie różni się pod wieloma względami od pokolenia z mojego rocznika. Byli to ludzie inaczej skonstruowani niż teraz. Dzisiejsza młodzież jest nieco bardziej delikatna, zatem trzeba z nią pracować w trochę inny sposób. Nie zmienia to faktu, że mam nadzieję wyszkolić naprawdę dobrych bokserów.
Jaki sportowy prezent - czy to materialny, czy w metaforycznym ujęciu - był najlepszym prezentem w Pana życiu?
- Córka. Wiem, ma to niewiele wspólnego ze sportem, ale to właśnie córka jest największym prezentem mojego życia. To nie podlega żadnej dyskusji.
Co do sportu, prezentem od losu było na pewno to, że trafiłem do sekcji bokserskiej, na salę, w której trenowałem przez lata i dzięki której wiele osiągnąłem w swoim życiu i w swojej karierze. Można powiedzieć, że to prezent długoletni. Mogę jedynie żałować niektórych decyzji i spraw, ponieważ mogły potoczyć się zupełnie inaczej. Nie żałuję jednak ani jednego dnia swojej przygody z boksem i nie zamieniłbym jej na nic innego - dzień, w którym wstąpiłem do sekcji bokserskiej i w którym pokochałem tę dyscyplinę sportu, był jednym z najważniejszych w moim życiu.
Bez czego i/lub bez kogo nie istnieją święta dla Macieja Zegana?
- Wiadomo: bez rodziny. Rodzina jest najważniejsza, to ona sprawia, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Boże Narodzenie to dla mnie, osobiście, najpiękniejsze święta, czeka się na nie cały rok. W święta będzie mi jednak brakowało moich rodziców. Mama zmarła niedawno, bo kilka lat temu, tata zmarł wiele lat temu, ale mimo upływu czasu bardzo mi ich brakuje podczas każdych świąt. Podczas każdych myślę rownież, jak wyglądałoby Boże Narodzenie z nimi, a jak wygląda bez nich.
To są piękne święta i okazja do spotkań z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi - tylko przydałoby się trochę śniegu, bo od kilku lat jest z tym problem (śmiech). We Wrocławiu pada akurat deszcz, ale zostało jeszcze trochę czasu - trzeba mieć nadzieję, że zrobi się biało.
Święta to dla Pana czas wolny od jakiejkolwiek aktywności sportowej czy zgodnie z zasadą: trochę ruchu nie zaszkodzi?
- Nie jestem już czynnym zawodnikiem, choć różni ludzie namawiają mnie na powrót do boksu i bardzo mocno się nad tym zastanawiam. W okresie świątecznym na pewno będę miał przerwę. Moi podopieczni w klubie chcieliby trenować, ale, niestety, pełnię w nim rolę trenera samodzielnie, czasu mam bardzo mało i chciałbym ten szczególny okres spędzić z rodziną. Muszę jej wynagrodzić te dni, tygodnie i miesiące nieobecności w domu - czy to jeszcze z czasów, gdy przygotowywałem się do walk, czy teraz, kiedy spędzam długie godziny na sali treningowej. Moi zawodnicy na pewno to zrozumieją.
Jak podchodził Pan w takim razie do diety w trakcie świąt, kiedy trenował Pan boks i musiał być w ciągłej formie?
- Kiedy jest się sportowcem, w kwestiach żywienia trzeba się pilnować i nie jeść byle czego. Na szczęście nie lubię tłustego jedzenia. Moja mama wiedziała o tym, rodzina ze strony żony również, więc nigdy nie miałem z tym problemu. Poza tym sam wiem, kiedy i ile mogę zjeść, wiedziałem też, czy zjadłem za dużo, czy w sam raz. Przez całą karierę kontrolowałem wagę. Robię to zresztą do dzisiaj.
Prezenty: przemyślane i zaplanowane czy kupowane spontanicznie w ostatniej chwili?
- Różnie. Zależy od chwili, ilości wolnego czasu, sytuacji - czasami wychodzi spontan, a czasami zakupy są przemyślane i analizowane. Wiadomo, że każdy lubi dostawać prezenty, ale nie sztuką jest kupić taki prezent, z którego druga osoba nie będzie zadowolona. Wyznaję zasadę, że jeżeli wydaje się ciężko zarobione pieniądze, trzeba wydać je tak, żeby osoba, do której trafi prezent, była z niego szczęśliwa.
Rok 2016 będzie rokiem olimpijskim. Przy takiej okazji niemal zawsze, co cztery lata, powracają dyskusje na temat medalowych szans i kondycji polskiego sportu. Wobec tego w jakiej kondycji i na jakiej ścieżce rozwoju - prawidłowej czy wręcz przeciwnie - znajduje się według Pana polski boks u progu 2016 roku?
- Bardzo żałuję, że została zlikwidowana liga bokserska. Zarówno młodzież, jak i seniorów pozbawiono tym samym szansy rozwoju poprzez możliwość regularnego sprawdzania się w walkach o stawkę. W polskim pięściarstwie wszystko stanęło w miejscu. Istnieją wprawdzie turnieje międzynarodowe, jest liga światowa, ale doskonale wiadomo, że nie boksują tam wszyscy i że zanim się tam trafi, trzeba przejść przez inne etapy. Uważam, że to nierozsądne.
"Bardziej rozwinięty jest boks zawodowy, który przez cały czas gości w telewizji i który przynosi wielkie zyski. Boks amatorski praktycznie przestał istnieć w wymiarze medialnym. Wielu wybitnych bokserów zawodowych stoczyło mnóstwo walk amatorskich, zanim przeszli oni na zawodowstwo. To naturalna droga"
W 2016 roku życzę polskiemu boksowi jak największej liczby kwalifikacji na igrzyska. I marzę o tym, by w końcu ktoś przywiózł medal dla Polski, bo pamiętajmy, że ostatnim polskim medalistą olimpijskim był Wojtek Bartnik w Barcelonie. Od tamtego czasu - w przyszłym roku miną 24 lata - nie mamy medalu olimpijskiego w boksie.
Wszystko, o czym mówię, wiąże się przede wszystkim z finansami. Mocno zmieniła się struktura finansowania nie tylko boksu, ale i całego sportu w ogóle. Życzyłbym sobie, aby w 2016 roku ludzie wrócili do boksu, aby angażowali się w rozwój tej dyscypliny, bo naprawdę jest to piękny sport.
To kwestia medialności, konkurencji o młodzież z innymi sportami i rozrywkami dostępnymi na rynku.
- Tak, zdecydowanie bardziej rozwinięty jest boks zawodowy, który przez cały czas gości w telewizji i który przynosi wielkie zyski. Natomiast boks amatorski praktycznie przestał istnieć w wymiarze medialnym. Pamiętajmy, że wielu wybitnych bokserów zawodowych stoczyło mnóstwo walk amatorskich, zanim przeszli oni na zawodowstwo. To naturalna droga.
Medal olimpijski z pewnością przywróciłby nadzieję, choć nie ma co ukrywać, że będzie ciężko. Nie ma w polskiej kadrze osoby, o której można by myśleć w kategoriach pewniaka do medalu. Ale przy odrobinie szczęścia - odpowiednim losowaniu turniejowej drabinki, do którego dołoży się serce i odpowiednie przygotowanie, można utorować sobie drogę do medalu. Życzę tego chłopakom z całego serca.
A czego można by życzyć Panu przy wigilijnym opłatku?
- Wyłącznie zdrowia. Wróciłem niedawno ze szpitala, gdzie przeszedłem operację. Półtora tygodnia temu usunięto mi polipa. Czekam obecnie na wyniki, ponieważ polip jest guzem rakotwórczym. Na szczęście lekarze mówią, że nie był złośliwy. Kuruję się i mam głęboką nadzieję, że wszystko będzie dobrze.