Pół roku pieszej wędrówki... Niezwykli Polacy, którzy pokonali Pacific Crest Trail

+1
2017-06-26

Fot.: archiwum prywatne Grzegorza Ozimińskiego i Macieja Stromczyńskiego

W treści jednego z poprzednich artykułów wspominałem wam, że uwielbiam góry i wielogodzinny trekking po lesie. W mojej opinii walka ze wzniesieniami, mokrymi skałami, brzydką pogodą i zmęczeniem to obok walki na poduszki najlepsza z możliwych walk. Uwielbiam to i marzę o kolejnych górskich przygodach – nieśmiało planuje wyprawę na Kaukaz i zwiedzenie coraz bardziej popularnej Gruzji. To dla mnie nieodległa przyszłość. Ale do rzeczy! Przytoczę wam teraz przygodę, która brzmi jak sen każdego fana pieszych wędrówek i poszukiwacza przygód.

Grzegorz Ozimiński i Maciej Stromczyński to dwaj młodzi mieszkańcy Częstochowy, z którymi współdzielę pasję do zdobywania gór. I podczas gdy ja wciąż jedynie wybiegam myślami o wspinaczce po Czarnych Górach Kauków, oni ukończyli legendarny szlak Pacific Crest Trail w Stanach Zjednoczonych! Jako pierwsi Polacy w historii! Jako jedni z 4 772 ludzi, którzy do tej pory tego dokonali! Pacific Crest Trail to jeden z trzech najdłuższych i najpopularniejszych szlaków w całych Stanach Zjednoczonych, który prowadzi od granicy meksykańskiejpo Kanadę. Został wytyczony w 1968 roku, ale jego budowa została zakończona dopiero 25 lat później. Częstochowianie przemierzyli w trakcie wędrówki 7 parków narodowych, kilka pasm górskich (m.in. Góry Kaskadowe czy też pasmo Sierra Nevada), pustynię i 25 narodowych lasów. Wędrówkę rozpoczynali w krótkich spodenkach i adidasach - kończyli w trudnych warunkach zimowych. Przez 163 dni wędrówki dźwigali w plecakach po 25 kilogramów wyposażenia. Pokonali z nimi 4265 kilometrów.
Fot.: archiwum prywatne Grzegorza Ozimińskiego i Macieja Stromczyńskiego

Podróżnicy śmieją się, że do wyprawy za ocean podeszli po polsku: „Cztery pary skarpet, cztery pary majtek – jak na kolonie. Różnica między naszym plecakiem, a amerykańskim właśnie z tego powodu była spora. Nie ma co brać tak dużo rzeczy. Ludzie przechodzili tam w jednej koszulce i spodenkach cały szlak”. „Nasze plecaki ważyły na początku około 25 kilogramów. Musieliśmy ruszyć z sześcioma litrami wody. To było zderzenie, jak Amerykanie i my podchodzimy do szlaku”, wspominają. „Oni mieli bardziej zaawansowany technologicznie sprzęt, bardziej zasobny portfel. Wszystko było u nich ultra-light-fast – mniejsze i lżejsze o połowę”, opowiada Grzesiek. Częstochowianie po półrocznej wędrówce podkreślają, że czysta odzież to rzecz najmniej ważna: „To temat niemile pachnący, ale my potrafiliśmy się nie wykąpać przez trzy tygodnie. Nie przejmowaliśmy się tym. Tam nikt nie patrzył na nas z pogardą, nikogo to nie dziwiło”, mówią. Dzielni Polacy oprócz namiotu, śpiworów i filtra do wody przenosili w plecakach także adrenalinę na wypadek ukąszenia przez grzechotnika – na szczęście ani razu nie musiała opuszczać plecakowej kryjówki. Naturalna adrenalina z kolei wytworzyła się w ich organizmach podczas spotkania z niedźwiedziami na terenie Parku Narodowego Lassem, gdzie przebiega dokładnie połowa szlaku PCT.

Przez całą drogę Maćkowi i Grzegorzowi towarzyszyły Anioły tzw. Trail Angels, czyli ludzie, którzy pomagają piechurom, udostępniają swoje domy, przygotowują posiłki – oczywiście bezinteresownie. W Internecie można znaleźć listę, na której sami się ogłaszają. Częstochowianie przyznają, że bez pomocy tych ludzi wędrówka byłaby znacznie trudniejsza: „Ci ludzie są niesamowici. Czekają w mniejszych i większych miasteczkach. Są na długości całej trasy. Prowadzą po prostu działalność dobroczynną. Spotkanie ich po kilku dniach wędrówki przez pustynię, to naprawdę zaskoczenie”, wspominają Polacy. „Jeden mężczyzna czekał na podróżników codziennie przez cały sezon na parkingu i woził ich ze szlaku do pobliskiego miasteczka. Droga do miasta była długa. A on to robił cały sezon, każdego dnia”, wspominają wędrówkę Maciek i Grzesiek. „Gdy był weekend, Aniołowie potrafili czekać w miejscach, gdzie przechodzą hikerzy i witali ich grillami, jedzeniem, napojami. Przyjeżdżali z całym ekwipunkiem”, dodają. Maciek i Grzesiek w myślach planują już kolejne wyprawy. Na pierwszy rzut wybrali najdłuższy szlak w Polsce, czyli Główny Szlak Beskidzki – liczący „zaledwie” 496 km. Później chcą wrócić do Ameryki i rzucić wyzwanie dwóm szlakom: Appalachian Trail – 3476 km i Continental Divide Scenic National Trail – 5000 km. W ten sposób Polacy planują zdobędą Potrójną Koronę gór Stanów Zjednoczonych. Powodzenia Panowie!
Fot.: archiwum prywatne Grzegorza Ozimińskiego i Macieja Stromczyńskiego

Na koniec apeluję jeszcze do wszelkich młodych górskich wędrowców – pielęgnujmy umierającą tradycję pozdrawiania się na szlaku! To sympatyczny obyczaj, który niestety powoli odchodzi w zapomnienie. Pozdrawiajmy więc tych, którzy schodzą z wolna w dół; oni osiągnęli to, co najtrudniejsze – zdobyli szczyt, zatem należy się im szacunek! Nam okażą go aspirujący zdobywcy, gdy również będziemy schodzić ku miejskiej dżungli. I pamiętajcie o odpowiedniej ilości wody, kalorii i obuwiu. Niech Duch Gór będzie z Wami! Wtedy zdobędziecie każdy szczyt!

Daj nam znać, czy artykuł Ci się spodobał
+1
Jeśli tak, pokaż go swoim znajomym!

WRÓĆ